To ogromnie ważne, żeby nasze własne spotkania z Jezusem były jednym i drugim – i pełnym miłości przybliżaniem się do Niego, aby wsłuchiwać się w Jego miłość do nas; i żeby były pełne dobrego, religijnego lęku wobec Jego boskiego majestatu. Nasz Pan jest przecież i prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem! W drodze, 4/2008
Jakże różne były te dwa spotkania apostoła Jana z Jezusem! Podczas Ostatniej Wieczerzy umiłowany uczeń – chcąc wyrazić swoje oddanie Jezusowi i swoją do Niego miłość – poczuł, że mu wolno położyć głowę na Jego piersi (por. J 13,25). Owszem, wierzył wraz z Piotrem, że „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego” (Mt 16,16), ale chociaż w to wierzył, zapewne niewiele jeszcze rozumiał z tego, że ten Człowiek jest prawdziwym Bogiem!
Tę prawdę zobaczył poniekąd na własne oczy podczas spotkania z Jezusem opisanego na początku Apokalipsy (1,13–18). Jezus objawił mu się wtedy w znakach swojej boskiej wszechmocy. „Kiedym Go ujrzał – pisze Jan – do stóp Jego upadłem jak martwy”. A przecież był wtedy bez porównania bardziej zżyty z Jezusem niż w dzień Ostatniej Wieczerzy! Przecież miał wtedy za sobą kilkadziesiąt lat pełnej oddania Jezusowi służby głosiciela Ewangelii, znał Jezusa z niezliczonych spotkań z Nim podczas sprawowania Eucharystii!
To ogromnie ważne, żeby nasze własne spotkania z Jezusem były jednym i drugim – i pełnym miłości przybliżaniem się do Niego, aby wsłuchiwać się w Jego miłość do nas; i żeby były pełne dobrego, religijnego lęku wobec Jego boskiego majestatu. Nasz Pan jest przecież i jednym, i drugim – i prawdziwym Bogiem, i prawdziwym Człowiekiem!
Lęk w obliczu Jego boskości nie tylko ochroni nas przed pokusami zuchwałego spoufalania się z Nim. Będzie też pomagał nam otwierać się na nieskończone głębie Jego miłości do nas. Oto co uczynił Jezus, kiedy Jan upadł przed nim jak martwy: „Wówczas On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków, i mam klucze śmierci i Otchłani” (Ap 1,17n).
To przecież jasne! Przecież to dlatego Jezus, który dał się za nas ukrzyżować, ma moc wyzwolić nas od grzechu i od śmierci i obdarzyć życiem wiecznym, że jest Synem Bożym, Bogiem wszechmogącym!
Kościół polski przeżył niedawno szok z powodu zwątpienia znanego teologa w boskość Jezusa. Otóż warto zdać sobie sprawę z tego, że jest to wydarzenie, niestety, z cyklu „nic nowego pod słońcem”. Już od czasów apostolskich i praktycznie w każdym następnym pokoleniu, wśród ludzi fascynujących się postacią Jezusa pojawiali się zarówno tacy, którzy nie potrafili uwierzyć w Jego boskość, jak tacy, którzy wątpili w prawdę o Jego człowieczeństwie. Żeby uwierzyć w jedno i drugie – że jest On prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem – trzeba szczególnego światła łaski Bożej.
O tych pierwszych wspomniano już w Ewangelii Mateusza: „Jedni [uważają Jezusa] za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków” (Mt 16,14). Źródła starochrześcijańskie takie poglądy na temat Jezusa przypisują ebionitom. Uważali się oni za Jego uczniów, jednak widzieli w Nim tylko największego z proroków. Nie potrafili zrozumieć, że gdyby Jezus nie był Synem Bożym, wiara w Niego nie miałaby żadnego sensu. Tak jak nie miałaby sensu wiara w Jana Chrzciciela, w Eliasza, Jeremiasza czy w któregokolwiek z proroków. Wierzymy przecież nie w proroków, ale razem z prorokami.
Wiara chrześcijańska jest dobrą nowiną – jak to z całą jasnością stwierdzono w prologu Ewangelii Jana – że Ten, który jest u Boga i który sam jest Bogiem, i przez którego wszystko się stało, stał się jednym z nas. „On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia – wyraził to potem w powtarzanej co niedziela formule sobór w Nicei – przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.