Najtrudniejsze spowiedzi nie są spowiedziami największych grzeszników, ale osób, które nie bardzo radzą sobie z oceną, czy spowiadają się z grzechów, czy też jedynie z „wykroczeń” wobec zupełnie niezrozumiałego prawa. W drodze, 2/2010
Sumienie nie jest niejasnym odczuciem. Sumienie jest racjonalnym sądem biorącym pod uwagę wiele czynników. Czasami, wbrew naszym nerwowym odczuciom moralnym, skrupułom i wahaniom będzie nam wyraźnie wskazywało, że postąpiliśmy dobrze. Ale też wiele razy, wbrew naszym uśpionym uczuciom moralnym, będzie nam mówiło, że coś jest nie tak. Podstawowy głos sumienia, to głos rozumu i racjonalnego sądu.
Zdarza się, że uśpienie czy pobudzenie pewnych odczuć moralnych zależy od społeczeństwa, w którym żyjemy. W Polsce, na przykład, ściąganie na egzaminach nie uchodzi za coś specjalnie złego. Nikt, co prawda, nie twierdzi, że ściąganie jest czymś dobrym, ale raczej mało kto ma „emocjonalne wyrzuty sumienia”, czy poczucie wstydu z tego powodu, że skorzystał ze ściągi na maturze. W zwykłych ogólnopolskich gazetach, w ramach pokazywania maturalnych zwyczajów publikowane są zdjęcia sposobów kamuflażu ściąg, a mniejsze czy większe gwiazdy i gwiazdeczki w telewizyjnych wywiadach zachwalają z uśmiechem na twarzy skuteczność swoich prób ściągania na najważniejszych nawet egzaminach. W Polsce ściąganie nie budzi moralnych emocji. Ale ze zdziwieniem zauważyłem, że w Stanach Zjednoczonych już tak. Ściąganie jest powodem do wstydu, jednoznacznych wyrzutów sumienia, a publiczne przyznanie się do tego typu oszustwa „bez obciachu” byłoby traktowane jak przyznanie się „bez obciachu” do kradzieży.
Czy to oznacza, że skoro my, Polacy, nie mamy zbyt silnych uczuć moralnych związanych z nagannością ściągania, a Amerykanie mają, to dla nas ściąganie nie jest grzechem i nie musimy się z tego spowiadać, a oni muszą? Oczywiście, że wyciągnięcie takiego wniosku byłoby bzdurą. Zarówno dla nas, jak i dla Amerykanów ściąganie jest czymś obiektywnie złym. Ale my, Polacy, jeszcze długo przez palce będziemy patrzyli na grzechy związane z oszukiwaniem jakiejkolwiek władzy – czy będzie to policjant, czy nauczyciel. Władza często bywała nam w naszej historii narzucana wraz z prawem, które miało nas obowiązywać. Dlatego też cnota niesubordynacji rozwinęła się w nas na tyle skutecznie, że stała się wadą, kiedy trzeba się podporządkować władzy dobrej, zasadnej czy po prostu prawu słusznie ustanowionemu.
Podobnie jest z innymi kwestiami moralnymi. Nie „czuję”, że nielegalne oprogramowanie jest kradzieżą, bo kradzież kojarzy mi się z zabraniem komuś pieniędzy albo jakiejś rzeczy materialnej. To, że można komuś ukraść własność intelektualną, jesteśmy w stanie racjonalnie przyjąć, ale emocjonalnie odczuć jeszcze tego nie potrafimy, bo pojęcie „własności intelektualnej” pojawiło się stosunkowo niedawno. Oczywiście lepiej „czulibyśmy” ten grzech, gdybyśmy byli na przykład muzykami utrzymującymi się ze sprzedaży płyt. Takie przykłady można mnożyć. Podaję je tylko w tym celu, aby pokazać, że uczucia moralne, jakkolwiek ważne, potrafią nas czasami zwodzić.
Żal za grzechy
Także żal za grzechy nie jest przede wszystkim uczuciem moralnym. I nie powinno nas to dziwić. Trudno żałować za grzechy, których zło nie jest dla nas oczywiste. Łatwo jest żałować za te, które wyraźnie pokazały moją słabość, np. za tchórzostwo czy zdradę. Trudniej żałować emocjonalnie za grzechy, których zło przysłania mi albo przyjemność, albo zysk z nimi związany. Paleta tego typu grzechów jest szeroka – od cudzołóstwa po ściąganie.
To, że emocjonalnie nie żałuję danych grzechów, nie oznacza, że nie są one grzechami, ani tego, że mój żal nie jest prawdziwy, choć definitywnie nie jest emocjonalny.
Żal ów rodzi się ze świadomości, że uczyniłem coś, co godzi w Osobę, która mnie najbardziej kocha i którą ja kocham – w samego Boga. To, że zdaję sobie sprawę z „zasmucenia” Pana Boga i wiem, że nie chcę tego robić, wystarczy jako żal za grzechy. O dar żalu emocjonalnego – czyli ostatecznie o dar łez – trzeba Pana Boga prosić i warto swoje serce do takiego żalu przygotowywać. Ale póki jeszcze żal zdolny poruszyć nasze emocje nie stał się naszym udziałem, możemy się spokojnie spowiadać, bazując na żalu dosyć „racjonalnym”. Podobnie postępujemy w naszych zwykłych ludzkich relacjach. Czasami mówimy komuś: „Nie wiem, jak moje postępowanie mogło cię zranić. Nie widzę w nim nic złego. Ale skoro cię dotknęło, to mogę powiedzieć, że jest mi przykro. Tego właśnie nie chciałem zrobić ani w żaden sposób do tego doprowadzić”. Nie czujemy się wówczas hipokrytami. Podobnie nie powinniśmy się czuć hipokrytami, gdy nasz żal przy spowiedzi nie obejmuje jeszcze całej naszej osoby.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.