Lubimy wpadać w święte oburzenie, że w dzisiejszych czasach nie tylko dorośli „po ciężkich przejściach”, ale i dzieci nawet z tak zwanych dobrych rodzin, których w naszym kraju jest wiele, używają, nie bez satysfakcji, „brzydkich i bardzo brzydkich” słów. Skąd się to bierze? Wychowawca, 5/2009
W pewnych środowiskach istnieje moda, która nakazuje ludziom zabiegać o (wątpliwej jakości) autorytet za pomocą wulgaryzmów. Zastanówmy się nad mechanizmem zapamiętywania pierwszych „słówek” z tego niepotrzebnego, ale będącego w dość powszechnym użyciu, repertuaru.
Małe dziecko uczy się języka ze słyszenia, od otaczających je osób. Ale dorośli rozmawiając ze sobą nie traktują jakiejś burzliwej rozmowy jako tekstu dydaktycznego do zapamiętania. Natomiast dziecko usłyszało i zapamiętało.
Podchwyciło towarzyszącą słowu intonację: gniewu, miażdżącej krytyki, chęci zastraszenia rozmówcy jednym „mocnym” określeniem, lub wykpienia, czy upokorzenia osoby przeciwnika. Zasłyszana wiedza pozostaje w pamięci dziecka, oczekując odpowiedniej sytuacji, w której będzie się mogło nią posłużyć.
Czasem małe dziecko czuje się skrzywdzone i upomina się o sprawiedliwość. Kiedy indziej walczy o to, aby zostało zauważone i wówczas podświadomie decyduje się na powtórzenie słowa, które, wykrzykiwane przez zdenerwowanego tatę, powoduje wyraźny szok u mamy i babci.
I co najważniejsze, osiąga zamierzony cel. Innemu maluchowi zaczyna dokuczać „kompleks własnej małości” i zasłyszane od dorosłych słowa traktuje jako symbol tej dorosłości, która już potrafi skutecznie obronić się przed ingerencją w sprawy malca kogoś niepowołanego, kogo dziecko nie akceptuje.
Wówczas odpowiednio wybrane obraźliwe słowo lub zwrot występuje w roli wzmocnionego zwrotu: „odczep się ode mnie, bo cię nie potrzebuję, nie lubię, bo się ciebie boję!”. Można tu jeszcze wymienić chęć zaimponowania rówieśnikom, albo obawę przed posądzeniem o tchórzostwo, bo skoro wszyscy dookoła używają „takich słów” i nic się właściwie nie dzieje, to przecież i mnie również nic się nie stanie. A gdy będę ich unikać – powiedzą, że jestem tchórzem i mięczakiem.
Dorośli, żyjący w coraz większym pośpiechu, potrafią co najwyżej napiętnować, znacznie rzadziej – ukarać, ale na dobrą sprawę, chyba nie bardzo są w stanie wytłumaczyć, skąd i w jaki sposób po raz pierwszy pojawił się w tych słowach lub zwrotach odcień pejoratywności i dlaczego utkwił w nich na stałe.
Kiedyś wszystkie słowa były dobre, gdyż rzeczywistość stworzona przez Boga „była dobra”, a człowiek, stworzony „na obraz Boży” (Rdz 1, 27), został włączony do tego łańcucha dobra: „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rdz 1, 31).
Bóg zaproponował człowiekowi „partnerstwo” w urządzaniu i doskonaleniu świata i aby go zachęcić i ośmielić do podjęcia współpracy, dopuścił do misterium nadawania imion otaczającemu go stworzeniu. Każde nowe odkrycie, a więc: przedmioty, zjawiska, odczucia i uczucia – w kolejności poznania – otrzymywały swoje nazwy i stanowiły dorobek ludzkiej wiedzy, zdobywany w pocie czoła, metodą porównywania nowego z poznanym już wcześniej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.