Już nie koncertuję, praca lekarza jest za bardzo absorbująca. By wykonywać ją dobrze, trzeba z czegoś zrezygnować. Nie zarzekam się jednak, że nie napiszę już żadnej piosenki. Jeśli uzbiera się ich kilka, to być może pomyślę o wydaniu płyty. Przewodnik Katolicki, 6 stycznia 2008
Niedawno ogłosił Pan, że postanawia zakończyć swą działalność artystyczną i poświęcić się całkowicie medycynie. Czy to decyzja nieodwołalna?
Właściwie tak. Już nie koncertuję, praca lekarza jest za bardzo absorbująca. By wykonywać ją dobrze, trzeba z czegoś zrezygnować. Nie zarzekam się jednak, że nie napiszę już żadnej piosenki. Jeśli uzbiera się ich kilka, to być może pomyślę o wydaniu płyty. Obecnie swoje nowe piosenki bezpłatnie udostępniam w Internecie. Na stronie www.sienkiewicz.art.pl są moje dwie ostatnie płyty w postaci programów, które umożliwiają ich ściągnięcie i przegranie na płytę CD. Są tam też dostępne ich okładki, tak więc każdy, kto chce, może słuchać za darmo mojej muzyki, a nawet bez konieczności kupowania w sklepie stać się posiadaczem albumów: „Fikcja solo” z 2005 r. i „Plaga” z 2006.
Jest Pan osobą bardzo aktywną, bo oprócz bycia neurologiem specjalizującym się w chorobie Parkinsona, nagrał Pan kilkanaście płyt, wystąpił w dwóch filmach, do kolejnych kilku napisał muzykę. Jest Pan autorem poczytnych felietonów w prasie, przez pewien czas był Pan wiceprezesem rady programowej „Radia dla ciebie”. Czy Pana doba ma 48 godzin?
Staram się mało spać (śmiech). To prawda, przyzwyczaiłem się spać pięć godzin na dobę. W moim wieku to wystarczy.
Czy to prawda, że nigdy nie chciał Pan być muzykiem, ale został nim tylko po to, by podreperować domowy budżet?
Przyznaję, że tak było. Piosenki pisałem już w szkole średniej, ale tylko do przysłowiowej szuflady. Nigdy nie planowałem żadnej kariery muzycznej. Możliwość dorabiania śpiewaniem zacząłem brać po uwagę dopiero gdy przekroczyłem trzydziestkę, miałem już dyplom lekarza i rodzinę. W szpitalu nie zarabiałem dużo. Było to jeszcze w czasach realnego socjalizmu, ale także wtedy pensje medyków były naprawdę nieciekawe. Lekarze podobnie jak dzisiaj dorabiali sobie jak mogli. By utrzymać rodzinę, przez pewien okres jeździłem nawet w prywatnym pogotowiu alkoholowym. Już w tamtych czasach wielu moich kolegów wyjeżdżało na Zachód, skąd wracali ze sporym zastrzykiem finansowym. Zamiast pójść ich śladem i wyjechać, postanowiłem wyjść na estradę, upublicznić swoje utwory, nawiązać współpracę z wytwórnią płytową, która zechciałaby je wydać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.