Bóg mormonów ma w sobie wiele z bogów pogańskich. Samych mormonów poganami nazwać nie można, mają do Boga relacje pozytywną, silnie emocjonalną. Wierzą, że stworzył On świat, że jest poza czasem i – jak głosi nauka – nie ma On niedoskonałości Sekty i Fakty, 37/2008
Świątynia Jezusa Chrystusa, w której właśnie się znajduję, mieści się między dwoma cmentarzami. Z jednej strony katolickim, od strony którego poprowadziła mnie śliczna, złota jesiennymi liśćmi alejka, a z drugiej – prawosławnym, z grobami obywateli jeszcze carskiej Rosji, pochowanymi za zaborów. Miejsce jest na wskroś urocze. Budynek przypomina domek jednorodzinny, obok stoi charakterystyczna wieżyczka.
Wnętrze z dużą ilością drewna i ciepłych kolorów, korytarzy i sporą ilością pokoi, których – patrząc z zewnątrz – bym się nie spodziewał. Atmosfera spotkania, w którym właśnie uczestniczę, kojarzy mi się z niedzielną mszą, nawet płacz niemowlaka znam doskonale. Coś jest jednak inaczej. Nigdzie nie ma ołtarza, nie ma księdza, na ścianach nie wiszą obrazy świętych, nie ma ani jednego krucyfiksu, nawet podobizny Chrystusa, spowiedź tu nie istnieje, hostia jest pokrojonym na kawałki chlebem ze sklepu, a miejsca tego, w sensie ścisłym, nawet nie można nazwać świątynią.
Mormonem być…
Teraz wyobrażam sobie, że jestem mormonem. Wiara moja opiera się na pismach objawionych, czyli Biblii oczywiście, a także Księdze Mormona. Ta druga została napisana przez starożytnych mieszkańców Ameryki, przybyłych tam w około 600 roku p. n. e. i odnaleziona po nawiedzeniu Józefa Smitha przez proroka Moroniego.
Żeby być pełnym uczestnikiem Kościoła, przyjąłem chrzest. Odbył się on w budynku, w którym teraz jestem, w specjalnym pomieszczeniu nazwanym salą baptystyczną. Po chrzcie katolickim zostałem ochrzczony po raz drugi w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Ale to właśnie ten chrzest – jak wierze – czyni mnie prawdziwym chrześcijaninem, prawdziwym, bo – jak jestem przekonany – wszystkie inne wiary zwane chrześcijańskimi już dawno stały się zwyrodnieniami nauki Jezusa Chrystusa. Przekazanej Apostołom, a gdy ich zabrakło – skazanej na degeneracje.
Oczyszczonej z błędów dopiero przez mój przywrócony Kościół. Stąd tak ważny jest chrzest moich bliskich zmarłych, tych, którzy są w miejscu pośrednim, przedsionku nieba, którzy prowadzili godne życie, ale wcześniej nie mieli możliwości poznania prawdziwej wiary, i którzy teraz mogą przyjąć ten chrzest lub go odrzucić. Decyzja należy do nich.
Bóg, jak podaje moja wiara, a ja w nią wierze, też ma ciało i krew – tylko inne, doskonałe. Do tego, jak jestem przekonany, jest On nieograniczony, nieśmiertelny, wieczny, wszechmocny. Dla nas ludzi – dobry, sprawiedliwy, wyrozumiały, kocha nas, a co najważniejsze – ciągle za sprawą Ducha Świętego do nas przemawia przez proroków. Duch Święty to też Bóg. I Jezus to Bóg.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.