Zjedzenie zupy z biskupem nie powinno być niczym nadzwyczajnym. Tygodnik Powszechny, 8 lipca 2007
– Każdy dzień zaczyna się w ten sposób?
– Zwykle mam pobudkę około 5.30 i rozpoczynam dzień rozmową z Bogiem. Trzymam się zasady, że przed tą rozmową nie włączam radia, telewizji czy internetu: nie chcę jakimikolwiek informacjami zaśmiecić głowy. To czas na zadumę. Bóg wtedy mówi, a to, co powie, decyduje o ustawieniu dnia. Nie można realizować wyłącznie harmonogramu – trzeba się przed czymś takim bronić, bo inaczej będzie się zwykłym funkcjonariuszem. Więc przez cały dzień próbuję nasłuchiwać, czego Pan Bóg chce.
– Ale biskup ma tyle spraw na głowie: jest czas, aby wyjść poza administrowanie?
– Mam dwie zbieżne pasje – Boga i człowieka. One są nierozdzielne. Nie czuję lęku przed spotkaniem z człowiekiem, jestem go bardzo ciekaw. Także takiego, od którego spodziewam się niemiłych słów, a może nawet agresji. Pasjonuje mnie np., dlaczego w podobnych sytuacjach ktoś się gubi, a ktoś inny wygrywa. Żeby zrozumieć, muszę czytać i przede wszystkim muszę mieć czas na rozmowy z ludźmi. A także wejść w rzeczywistości, w które standardowo w Kościele się nie wchodzi. Właśnie dlatego znalazłem się na placu Przystanku Woodstock. Uświadomiłem sobie, że gromadzi się tam sto kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a nie ma Kościoła – w sensie wspólnoty, która chce coś zaproponować.
Moich spotkań z ludźmi jest sporo: na tym polega moja posługa. Jestem po to, żeby pomóc im odnaleźć Pana Boga. A żeby im pomóc, trzeba być w ich świecie. Przekraczać granice tradycyjnie uświęcone poprzez pewien styl Kościoła.
W rezultacie kalendarz puchnie. Bywa, że mógłbym wygospodarować dzień wolny, a przychodzi myśl, że trzeba by jeszcze coś zrobić. To nie jest do końca dobre: bardzo ważny jest czas, kiedy człowiek się zatrzymuje. Ideałem jest dla mnie ks. Guy Gilbert, który co dziesięć dni udaje się na 48 godzin do pustelni. Napisał pięknie: „Ja i Bóg". Postanowiłem sobie, że w wypełnieniu mojego nowego zadania taki dzień bezwzględnie musi być. To czas na przemyślenie, poukładanie, przeanalizowanie swoich reakcji i zachowań, dokonanie korekt – żeby wrócić świeżym i otwartym.
Jestem człowiekiem zapracowanym, ale nie czuję się utrudzony, ponieważ jestem ciekawy człowieka. W każdym przypadku fascynuje mnie pytanie: kim jest mój rozmówca czy penitent.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.