Kościół jest tutaj

Z mojej perspektywy widzę Kościół żywy. Tygodnik Powszechny, 19 sierpnia 2007




Argumenty mające świadczyć o „nadchodzącym tąpnięciu" odnoszą się do tego, co dzieje się w Kościele rozumianym jako hierarchia, istniejącym gdzieś na zewnątrz nas, „maluczkich". Po Soborze to perspektywa nieaktualna i mało płodna.

Nie odczuwam wielkiego pragnienia wypowiadania się na temat stanu wiary czy Kościoła. Zostałem jednak „wywołany do tablicy", aby zabrać głos w dyskusji zainicjowanej artykułem Łukasza Musiała, w której wypowiadali się także Tomasz Węcławski i Beata Pokorska. Wraz z wymienionymi mam przyjemność współtworzyć Zespół Pracowni Pytań Granicznych UAM, przywoływany przez polemistów we wspomnianej dyskusji – szczególnie zaś przez ks. Andrzeja Dragułę, pytającego: „nie widać go (Kościoła żywego) z perspektywy Pracowni Pytań Granicznych?". Ponieważ z mojej perspektywy Kościół żywy widzę, to mogę, a może powinienem o nim napisać. Od razu jednak zastrzegam, że moje refleksje będą subiektywne, ponieważ uważam się za cząstkę Kościoła, która zasadnie może wypowiadać się o jego stanie tylko w odniesieniu do własnego życia.


Trzydzieści schodów


Kościół żywy widzę wyraźnie od dziewięciu lat, choć przez poprzednich kilkanaście go nie widziałem – nie chciałem dostrzec, zatopiony w ateizmie. Trwałem w nim, bo Kościół, jaki pamiętam z dzieciństwa, ten, który pokazywała rodzina, wydawał mi się pozbawiającym mnie wolności. Nie sądzę, aby w tym czasie aż tak wiele się zmieniło w polskim Kościele, choć wiele zmieniło się we mnie. Zbyt osobiste to jednak sprawy, aby o nich opowiadać. Gdzie odnalazłem Kościół żywy? Najpierw w duszpasterstwie akademickim, potem i przede wszystkim w neokatechumenacie, ale nie tylko i nie zawsze tam.

W swym nowym życiu chrześcijanina przeszedłem przez kilka parafii – w tym i przez takie, jakie opisuje Łukasz Musiał. Przez wielkomiejską, gdzie trudno było wytrzymać na Mszy. Przez „wielkoosiedlową", gdzie mogłem być na Mszy tylko wirtualnie, bo przed kościołem piętrzyło się 30 schodów, co mnie, osobę na wózku, skutecznie wykluczało z fizycznego uczestnictwa. Przez „parafię z tradycjami", otwartą na liturgię posoborową, gdzie mogłem odnaleźć wiarę, bo proboszcz czekał w konfesjonale dosłownie z otwartymi ramionami, kiedy z duszą na ramieniu szedłem do pierwszej po 18 latach spowiedzi. I w końcu jestem w parafii „peryferyjnej", przed 20 laty jeszcze wiejskiej, gdzie istnieje i wzrasta co niedzielę prawdziwy Kościół żywy.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...