Marzenia zdeformowane kokainą

Kolumbia: każdy może być porwany Tygodnik Powszechny, 19 sierpnia 2007




Większość osób doświadczonych przez „El Secuestro", z którymi rozmawiałam na południu Kolumbii, nie ośmieliło się nawet zgłosić faktu, że ich krewni zostali porwani lub zamordowani, bez względu na to, jakie były polityczne poglądy porywaczy – czy byli to lewicowi partyzanci, czy prawicowe oddziały paramilitarne.

Spotkałam kobietę – powiedzmy, że nazywa się Marina – która została porwana w wieku ośmiu lat. Przez pięć lat była przetrzymywana przez jedną z tych grup jako niewolnica i wykorzystywana seksualnie. Kiedy uciekła, w odwecie zamordowano jej ukochanego brata. Inny mój rozmówca, nazwijmy go John, został wcielony do oddziału siłą, zmuszony do udziału w grabieżach i do zaciągu kolejnych „ochotników"; kiedy zdołał uciec, okazało się, że porwano jego dziewczynę, a jej ojciec został zabity. Madlene została zgwałcona przez członków uzbrojonego oddziału, którzy chcieli zmusić jej męża do zachowania w tajemnicy faktu istnienia masowych grobów obok jego farmy. Ci sami ludzie zwabili do parku Winstona, którego szwagier nie chciał dla nich pracować, a w tym samym czasie inni zastrzelili jego syna. Lista potworności, które mi opowiedziano, jest rzeczywistością doświadczaną przez cały naród: przesiąkła całą narodową egzystencję. Po tym, jak w ciągu minionych 40 lat „zniknęło" trzy miliony osób (a Kolumbia liczy 45 mln mieszkańców), normalne życie dla trzeciej już generacji jest po prostu niemożliwe.

Zapytałam pięciu kolumbijskich nastolatków – w szkole w wiosce wysoko w górach, cztery godziny drogi od ostatniego kawałka asfaltu – kim chcieliby zostać. Ich wymarzone zawody powielały jeden wzór: śledczy, prawnik, lekarz sądowy i chemik (ten ostatni wybór, jak mi powiedziano – aby zmajstrować dobrze prosperujące laboratorium kokainy). Nie ma się co dziwić, że mają takie plany: ci uczniowie nie znają niczego innego poza wojną domową. W gruncie rzeczy ich rodzice też niczego innego nie zaznali.

Podobnie jak marzenia o przyszłości tych młodych Kolumbijczyków, wszystko tutaj jest zniekształcone przez trwającą od lat 60. nieustanną walkę. Na początku konfliktu za akcjami nieregularnych zbrojnych grup stała jeszcze jakaś ideologia, teraz faktycznie są nimi najczęściej liście koki i główki maku oraz narkotyki, które się z nich uzyskuje: kokaina i heroina. A jak to zazwyczaj bywa w konfliktach zbrojnych, najbardziej cierpią cywile, szczególnie dzieci i młodzież.

Po prawie pół wieku bratobójstwa – i nielegalnego handlu narkotykami, będącego źródłem wielkich pieniędzy – nie ma cudownego rozwiązania. Żeby usunąć blizny, szczególnie te pozostawione na umysłach najmłodszej generacji, potrzebna jest judymowska praca od podstaw i wieloletnie zaangażowanie, nakierowane na problemy psychospołeczne, oraz pomoc humanitarna skierowana do przyszłych pokoleń.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...