Wojna w Afganistanie dzieli NATO. Ponieważ żołnierze z jednych krajów walczą i giną, a z innych nie, padają zarzuty o brak solidarności i tchórzostwo. Tygodnik Powszechny, 24 luty 2008
Ale tak naprawdę NATO trzeba wymyślić od nowa.
To najcięższe walki, w jakich brytyjscy żołnierze uczestniczą od czasu II wojny światowej – z taką opinią można spotkać się dziś w Londynie. Mowa oczywiście o Afganistanie.
Brytyjska prasa dyskutuje na temat sensu kontynuowania afgańskiej misji. Debata wywołana jest nie tylko kryzysem w NATO, ale też krytyką Wielkiej Brytanii przez władze w Kabulu. „Dosyć. Czas się pakować i wyjeżdżać” – sugeruje komentator „Timesa”. Chórowi sceptyków przeciwstawia się rząd, który zapowiada wzmocnienie siły uderzeniowej swego kontyngentu, liczącego dziś 7700 żołnierzy.
Od 2006 r. Brytyjczycy prowadzą ciężkie walki z talibami w południowej prowincji Helmand. W zeszłym roku Brytyjczycy wystrzelili 4 mln nabojów i 25 tys. pocisków artyleryjskich: czterokrotnie więcej niż podczas inwazji na Irak. Na polu walki poległo 61 żołnierzy.
To właśnie stopień poświęcenia własnych oddziałów pozwala Brytyjczykom kwestionować zaangażowanie innych aliantów – najczęściej wymienia się Niemców. Zastrzeżenia intensyfikują dodatkowo doniesienia o problemach z wyposażeniem, wyszkoleniem i rekrutacją we własnej armii. Brytyjskie wojsko angażuje się na dwóch dalekich frontach w takim stopniu, że osiągnęło granicę swych możliwości.
Laburzystowski rząd liczył, że inne kraje zdejmą z brytyjskiej armii część ciężaru na południu Afganistanu i nie ukrywa rozczarowania brakiem dostatecznej reakcji. A frustrację pogłębia ostatni konflikt polityczny z prezydentem Hamidem Karzajem, który oświadczył, że to Brytyjczycy sprowokowali powrót talibów do prowincji Helmand.
Naciski kilku krajów NATO-wskich, aby Berlin bardziej zaangażował się militarnie w Afganistanie, rosną z tygodnia na tydzień. Im trudniejsza sytuacja, tym donośniejsze głosy domagające się bardziej sprawiedliwego dzielenia ciężarów i ryzyka. Nie potrzeba nam Sojuszu, w którym „jedni partnerzy są gotowi walczyć i umierać w obronie ludzi oddanych nam pod opiekę, a inni nie” – nie przebierał w słowach sekretarz obrony USA Robert Gates. – „Nie możemy dopuścić do podziału NATO na dwie frakcje: tych, którzy chcą walczyć, i tych, którzy tego nie chcą. Taka sytuacja może zniszczyć Sojusz” – ostrzegał Gates. Premier Kanady Stephen Harpe, grozi, że Kanada wycofa swych 2500 żołnierzy, jeśli inni sojusznicy nie pomogą i nie włączą się do walki.
Inni – czyli Niemcy. Bo choć Berlin wysłał do Afganistanu 3200 żołnierzy, a wkrótce dośle kolejnych 500 – jest to trzeci pod względem liczebności kontyngent po Amerykanach i Brytyjczykach – stacjonują oni na północy kraju, gdzie jest względnie spokojnie. Rząd niemiecki odmawia – mając wsparcie parlamentu i ogromnej większości opinii publicznej – wysłania żołnierzy na południe, gdzie najcięższe boje toczą Brytyjczycy, Kanadyjczycy i Amerykanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.