Źródła na sprzedaż

Problemem świata nie jest dziś brak wody w ogóle, lecz kwestia dostępu do źródeł czystej wody pitnej, jego regulacji oraz ceny za wodę. Tygodnik Powszechny, 11 maja 2008



Fotografia z zalanego w zeszłorocznej powodzi miasta Villahermosa, stolicy stanu Tabasco: nad unoszącymi się na wysokości pierwszego piętra ludźmi w łódce góruje wielki billboard Ministerstwa Środowiska i Surowców Naturalnych promujący kampanię płacenia za wodę, która głosi, że woda jest dobrem rzadkim, więc należy za nią słono płacić: „Czy jesteś jednym z tych, którzy nie płacą za wodę? Jest jej mało! Płać za nią!”. Podpis pod zdjęciem w jednym z meksykańskich dzienników: „Mało, nie?! No płać!”.

Woda jest jedną z największych możliwości biznesowych i „może być tym dla XXI wieku, czym ropa naftowa dla wieku XX” – ogłosił amerykański magazyn „Fortune”. Dziś tylko ok. 5 proc. wody na świecie znajduje się pod prywatnym zarządem. Ale, jak podkreślają analitycy Banku Światowego, jest to wielki, niewykorzystany rynek, szacowany na bilion dolarów rocznie.

W dyskusji o wodzie podział wyznacza stanowisko wobec jej prywatyzacji. Z jednej strony mamy promujące ją koncerny i wielkie organizacje międzynarodowe, które tłumaczą, że to brak twardej ceny za wodę prowadził do marnotrawienia i do kryzysu jej zasobów. Z drugiej strony są mniejsze organizacje społeczno-polityczne, pozarządowe i ekologiczne. Te traktują wodę nie jako biznes, lecz dobro wspólne, a dostęp do niej jako prawo (zapisane zresztą w Międzynarodowym Pakcie Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych ONZ). Twierdzą, że za rosnącym spożyciem wody stoi przede wszystkim narastający konsumpcjonizm napędzany przez przemysł potrzeb, a niedobór wody – choć realny – wyolbrzymia się, by dostarczyć korporacjom argumentów.

Rządy różnych państw znajdują się po obu stronach tej barykady.

Według WHO 1,1 mld ludzi nie ma dostępu do czystej wody pitnej, a 2,5 mld do instalacji sanitarnych. Dane te z pewnością zaniżone są dla slumsów okalających wielkie miasta, gdzie wiele rodzin korzysta z jednego ujęcia. Ale na to, że głównym problemem jest dostęp i dystrybucja, a nie brak wody, wskazuje chociażby to, że rocznie 1,8 mln ludzi umiera z powodu chorób związanych ze złej jakości wodą (ok. 4,5 tys. dzieci dziennie), a z powodu zmian klimatycznych (w tym wysychania źródeł) – „tylko” 150 tysięcy.

Według „Celów Milenijnych ONZ” do roku 2015 liczba osób, które będą miały dostęp do czystej wody pitnej, zmniejszy się o połowę. Światowa Rada Wody (organ przy ONZ powołany przez zwolenników prywatyzacji wody) przewiduje, że aby uzyskać powszechny dostęp dla wszystkich, do 2025 r. należałoby rocznie inwestować aż 180 mld dolarów. 70 proc. nakładów mają ponieść inwestorzy prywatni, bo w przekonaniu Rady są oni w stanie lepiej od państw zapewnić dostęp, poprawić infrastrukturę i zagwarantować spadek cen. Dostęp wszyscy winni sobie wykupić za wolnorynkową cenę, a regulację zostawia się rynkowi. Taki mechanizm, co szczególnie podkreśla Bank Światowy, ma być szansą głównie dla biednych.

Jak udowodniły jednak doświadczenia Buenos Aires, Cochabamby, Atlanty, Manili – miast, gdzie sprywatyzowane wodociągi wróciły pod miejski zarząd, prywatyzacja nie była rozwiązaniem. Nie zagwarantowała inwestycji, nie prowadziła do spadku cen ani do upowszechnienia dostępu. Koncerny, kierując się krótkoterminowym zyskiem, powiększały tylko istniejące nierówności.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...