Piękna twarz

Zmarły dziesięć lat temu Jerzy Turowicz miał w Kościele szczególne powołanie: był „znakiem sprzeciwu”, kimś, kto wzywał całą wspólnotę kościelną (i samego siebie jako jej uczestnika) do radykalnej przemiany. Tygodnik Powszechny, 25 stycznia 2009


Albowiem – pisał w artykule zatytułowanym „Odwaga Jana Pawła II” – świadomość błędów i gotowość przyznania się do nich „w żadnym stopniu nie zmniejsza prestiżu i autorytetu Kościoła, przeciwnie: zwiększa jego wiarygodność”, zaś Kościół pokutujący staje się bliższy Ewangelii, bo „polega nie na własnych siłach, ale na pomocy Boga”.

W tym kontekście bardzo interesująca jest opublikowana na tych łamach w 2006 r., a dotycząca m.in. błędów popełnianych przez Kościół i granic jego krytyki – korespondencja Turowicza z kardynałem Karolem Wojtyłą, a później papieżem Janem Pawłem II. Po jej lekturze można się zastanawiać, czy (i w jakim stopniu) poglądy Naczelnego „TP” mogły wpłynąć na myślenie późniejszego biskupa Rzymu. Sam Papież (w liście z 1993 r.) pisał przecież: „Nie tylko ja miałem jakąś »cząstkę« w »Tygodniku«, ale i on miał swą »cząstkę« we mnie, w mojej drodze, w moim powołaniu...”.

Swoją drogą niezwykle pouczająca jest lektura tych listów. Dla mnie stanowi ona jeszcze jedno świadectwo Turowiczowego pojmowania Kościoła jako wspólnoty, w której świecki może rozmawiać ze swoim biskupem – z papieżem nawet – niemalże jak równy z równym (pamiętając, rzecz jasna, o różnicach kompetencji i odpowiedzialności za Kościół). W tym dialogu chodzi przede wszystkim o prawdę, nie o konwenanse.

I kiedy Jan Paweł II pisze np., że na początku lat 90. w Polsce doszło do nieuzasadnionego, jego zdaniem, „wzmożonego ataku sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół”, Jerzy Turowicz nie waha się przed podjęciem zdecydowanej polemiki: „Obraz obecnej sytuacji Kościoła, jaki wynika z relacji osób, które Ojca Świętego odwiedzają, w tym i Księży, i Biskupów – w moim przekonaniu – dość znacznie odbiega od rzeczywistości”.

Tak do papieża zwraca się ktoś, dla kogo Kościół jest domem, a biskup Rzymu – ojcem.

Krytyka płynąca z miłości

Dzisiaj, 10 lat po śmierci Jerzego Turowicza, coraz wyraźniej widzę, że miał on w Kościele w Polsce szczególne powołanie: był „znakiem sprzeciwu”, kimś, kto wzywał całą wspólnotę kościelną (i samego siebie jako jej uczestnika) do radykalnej przemiany życia. Do nowego sposobu bycia i obecności w świecie.

Ten krytyczny walor jego publicystyki, obecny – jak widzieliśmy – już dawniej, ujawnił się szczególnie mocno po roku 1989, w czasach wolności, kiedy Kościół w Polsce, dopiero szukając swojego miejsca w nowej rzeczywistości i nie bardzo jeszcze umiejąc je znaleźć, bywał zamknięty na inne punkty widzenia. Redaktora Naczelnego „TP” nieraz za ten krytycyzm wobec Kościoła atakowano i się na niego obrażano, ale on nie chciał – nie mógł! – milczeć. Milczenie byłoby dlań jakimś konformizmem, rezygnacją, chowaniem głowy w piasek...

A tymczasem „krytyka płynąca z miłości do Kościoła – pisał – ma prawo, a nawet obowiązek ujawniać zło, demaskować je, wykazywać, że nie ma ono nic wspólnego z tym, czym Kościół jest naprawdę. Tylko tą drogą można owo zło eliminować i odsłaniać blask dobra. Żeby leczyć, trzeba stawiać diagnozę. Krytyka tego, co złe w Kościele, nie jest atakiem na Kościół. Jest służbą Kościołowi, jej celem jest ukazanie, że misją Kościoła jest niesienie światu Ewangelii” (podkreśl. moje – JP), a nie „kontr-ewangelizacja”!

Turowicz to dobro i misję Kościoła, który traktował zawsze jak drugą ojczyznę, konsekwentnie odsłaniał i pokazywał. M.in. w cyklu artykułów o szczególnie wiarygodnych uczniach i świadkach Jezusa Chrystusa, takich jak Matka Teresa z Kalkuty czy ks. Jan Zieja. Sam nimi zachwycony, chciał tą fascynacją (konkretnymi ludźmi, ale i Kościołem, któremu służyli) zarazić swoich czytelników.

Takie było jedno z jego marzeń: żeby Polacy odkryli piękną twarz Kościoła, Kościół zaś „żeby był stróżem wartości, pomagał ludziom odnajdywać sens ich egzystencji i ich powołanie oraz był sprawcą pojednania i braterstwa”. „Chciałbym – pisał w jednym z listów do Papieża – by Kościół w Polsce pokazywał wolność, jaką Chrystus daje człowiekowi, a nie był odbierany jako zagrożenie dla wolności. By nie był odbierany jako instytucja, która ludziom tylko coś nakazuje i zakazuje, a dla siebie żąda praw i przywilejów, ale żeby ludzi przekonywał, dając świadectwo Ewangelii.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...