Podział na lepszych i gorszych widać już w piaskownicy. Tygodnik Powszechny, 31 maja 2009
Załóżmy, że ma na imię Franio i przychodzi na świat w dużym mieście.
Franio miga
Jest dzieckiem doradcy finansowego w liczącym się banku i szefowej public relations w prestiżowej firmie farmaceutycznej. Gdy skończy trzy miesiące, mama zabierze go w dziwne miejsce z napisem „Baby’s Best Start” nad drzwiami. Rzecz jasna, nie będzie wiedział, że trafił do jednego ze 180 od niedawna istniejących ośrodków w kraju, w których niemowlaki uczą się języków obcych według metody brytyjskiej lingwistki Helen Doron, a który – jeśli mama zechce przychodzić trzy razy w tygodniu – uszczupli jej zasobny portfel o 400 zł.
– Ale przecież Franio nie może konwersować tylko po angielsku – zmartwi się pewnego dnia jego tata. I już nazajutrz zaprowadzi syna na zajęcia z bobomigania. To bobomiganie, przywiane do Polski również z Wielkiej Brytanii, ma nauczyć Frania komunikacji z otoczeniem, zanim wypowie pierwsze słowo. Po 10 tygodniach, kto wie, może wymiga kilkanaście znaków w cenie 35 zł za każdą sesję.
Gdy skończy pół roku, rozpocznie naukę czytania (będą mu wymachiwać przed nosem kartkami z dużymi czerwonymi literami), a także matematyki (kartki z kropkami do policzenia), według cieszącej się coraz większą popularnością metody Glenna Domana. Więc jeśli Franio będzie dobrze prowadzony (takiego określenia używają specjaliści), w wieku dwóch lat ma szansę znać 550 angielskich słów i czytać dwuwyrazowe sekwencje. Nic dziwnego, że jak pójdzie do przedszkola, to będzie kimś.
Ale scenariusz pt. „piękny i bogaty” wciąż dotyczy losów zdecydowanej mniejszości polskich Franiów.
Franio w piaskownicy
W scenariuszu „może i piękny, ale biedny” rodzi się w tym samym mieście jako syn nocnego stróża i sprzątaczki. Jeśli gdzieś go prowadzą, to do supermarketu na wyprzedaż. Od pieluch edukację pobiera w osiedlowej piaskownicy, wśród tak samo zasmarkanych, podobnych mu dzieciaków.
Wprawdzie zdarza się, że do okolicznych bloków wprowadzają się czasowo młode inteligenckie małżeństwa, ale ich dzieci Franio raczej nie pozna; oni wolą jeździć ze swoimi 20 minut samochodem do parku, gdzie są zabawki i gdzie jest czyściej, a także można spotkać rodziców z tej samej półki: miłych, wykształconych – z którymi można wymienić poglądy o bobomiganiu. Tata-stróż ochoty ani auta na takie eskapady nie ma.
Prof. Marta Zahorska z Instytutu Socjologii UW uważa, że tendencja do grupowania wokół siebie swoich jest zgodna z ludzką naturą, ale niesie niebezpieczeństwo podziałów na lepszych i gorszych, co samo w sobie nie jest niczym nowym. Nowe jest tylko to, że zjawisko zaczyna być w Polsce widoczne już w piaskownicy. I od piaskownicy się utrwala.
Franio uklepujący łopatką babkę z brudnego piasku na podwórkowym wybiegu jeszcze nie jest tego świadom. Z lepszością skonfrontuje się niebawem, w przedszkolu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.