To Bóg podejmuje nieoczekiwaną decyzję o spotkaniu, odszukaniu i ocaleniu tego, który zagubił się w życiu. Po to przyszedł na świat. Los zagubionych i zatraconych nie jest Mu obojętny. Tygodnik Powszechny, 18 października 2009
Na łóżku szpitalnym, w czasie kontrolnych badań w klinice, z zainteresowaniem czytałem refleksje Jerzego Sosnowskiego o współczesnych Zacheuszach („TP” nr 39/09). „Kto wie – zastanawiał się on – czy obecnie Zacheuszów nie jest więcej niż uczniów stojących w bezpośredniej bliskości Jezusa”. Sprawa godna rozważenia, przypomina bowiem nie tylko o krętych drogach człowieka do Boga, ale także o niepokoju wiary i o potrzebie odnalezienia samego siebie. Postanowiłem więc stanąć pod drzewem sykomory, z dala od otaczających Mistrza uczniów, wsłuchać się w ewangelijną opowieść o celniku i dorzucić kilka swoich spostrzeżeń.
Kto uważnie czyta Ewangelie, zauważy, że Jezus miał szczególny dar obserwacji i zauważania ludzi, których zazwyczaj się nie zauważa. Przykład? Uboga wdowa, która wrzuciła drobny pieniążek – wszystko, co miała – do świątynnej skarbonki. Albo jedna zabłąkana owca z przypowieści czy też zgubiona moneta gospodyni. Kogo Jezus zauważa, ten ma szansę głębokiej przemiany; ten sam siebie ujrzeć może po raz pierwszy w innym zgoła świetle. Celnik Zacheusz jest najbardziej wyrazistym przykładem. A Zacheuszów jest wielu – także dzisiaj.
Zdumiewająca pedagogia
Bogaty zwierzchnik celników bardzo chciał zobaczyć, jak wygląda sławny Nauczyciel z Nazaretu. „Nie mógł jednak z powodu tłumu, bo był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, żeby Go ujrzeć, bo miał tamtędy przechodzić” (Łk 19, 3-4). Wystarczająco jeszcze młody i sprawny, zamiast przedzierać się przez wrzaskliwy tłum, postanowił wejść na drzewo i przyjrzeć się wszystkiemu, co się będzie działo. Rzecz znamienna, że tylko Łukasz przekazał opis tego niezwykłego wydarzenia, które poruszyło mieszkańców całego miasta. Jezus dostrzegł celnika na drzewie i sam zaprosił się w gościnę do jego domu.
Ewangelista nie darzył sympatią ludzi bogatych, tak często zdobywających dużą majętność z krzywdą dla innych. Tym bardziej zastanawia fakt, że to właśnie on opisał spotkanie Jezusa z samym zwierzchnikiem celników w jego domu. Zacheusz był tym jedynym człowiekiem w mieście, z którym Nauczyciel postanowił być razem tego dnia. Trudno się dziwić zdumieniu mieszkańców Jerycha, uważających się za sprawiedliwych.
Nie potrafili zrozumieć, dlaczego Jezus poszedł w gościnę do nieuczciwego poborcy cła i podatków, urzędnika wysługującego się znienawidzonym Rzymianom. Ewangelista zapisał w kilku słowach: „A wszyscy, którzy to widzieli, oburzali się i mówili: »Poszedł w gościnę do grzesznego człowieka«” (Łk 19, 7). Powtórzył się zarzut odnotowany wcześniej przez tego samego Ewangelistę: „Przychodzili do Niego też celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. A faryzeusze i nauczyciele Prawa szemrali: »Ten przyjmuje grzeszników i jada razem z nimi«” (Łk 15, 1-2).
W domu Zacheusza zdarzyło się coś nieoczekiwanego. W oczach Jezusa ten człowiek zobaczył prawdę o sobie i swoim życiu. Załamał się jego dotychczasowy sposób myślenia. Postanowił zacząć od nowa. Oświadczył Jezusowi: „Oto połowę mojego majątku daję ubogim, a jeżeli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie” (Łk 19, 8). Kto mógł przewidzieć, że stanie się coś podobnego? Ewangelia dopowiada resztę: „Wówczas Jezus powiedział do niego: »Dzisiaj zbawienie przyszło do tego domu, bo przecież i on jest synem Abrahama. Syn Człowieczy przyszedł bowiem odszukać i zbawić to, co zginęło«” (w. 9-10).
Warto zauważyć to znamienne wyrażenie w ustach Zacheusza: „jeżeli kogoś w czymś skrzywdziłem”. Niełatwo przyznać się publicznie do swoich win i wykroczeń. Prawdopodobnie całe miasto wiedziało o chciwości i defraudacjach zwierzchnika celników. On jednak mówi: „jeżeli”. Można sobie wyobrazić, że w tym momencie pojawił się lekki, ale życzliwy uśmiech na twarzy Gościa. Być może zaskoczyły Zacheusza słowa o odszukaniu i ocaleniu „tego, co zginęło”. Czyżby aż tak źle było z jego życiem? Czyżby on sam zagubił się tak bardzo? Takie słowa nie dają nikomu spokoju.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.