Jeżeli dostaniemy się do nieba, odkryje ono przed nami mnóstwo niespodzianek. Przecież nie jest tak, że my Bogu narzucamy świętych i że musi się On kierować naszymi wskazówkami. Tygodnik Powszechny, 1 listopada 2009
Pojęcie piekła jest zatem ułomne?
Kościół o nikim nie powiedział, że trafił do piekła, nawet o Judaszu.
Gdyby piekło jednak nie okazało się puste, czy nie byłaby to jakaś klęska Boga?
Sprawiedliwość nigdy nie jest klęską. Nawet wśród ludzi. Jeśli sędzia wyda skazujący wyrok, nigdy nie jest to jego porażka, pod warunkiem, że wyrok był sprawiedliwy. Przeciwnie: taki sędzia zyskuje wówczas uznanie. Niemniej, sama sprawiedliwość na pewno nie wyczerpuje pojęcia Boga.
Jaki sens ma czyściec?
Jak sama nazwa wskazuje, to pośmiertne oczyszczenie. Dusze w czyśćcu przeżywają męki, ale nie są to męki piekielne, tylko oczyszczające i przejściowe. Dlatego w czyśćcu jest nadzieja, w przeciwieństwie do piekła. Dante wejście do piekła słusznie opatrzył mrożącą krew w żyłach sentencją: „Porzućcie wszelką nadzieję”. Z kolei św. Jan od Krzyża uważał, że głęboko przeżyte tu na ziemi oczyszczające noce zmysłów i ducha mogą zastąpić, skrócić bądź złagodzić męki czyśćcowe. Sądzę, że ten wielki mistyk i Doktor Kościoła miał rację: cierpienie przeżywane tu na ziemi także może oczyszczać.
Do mnie często przychodzą pomordowani pracownicy moich byłych majątków na Wschodzie. Po modlitwie bardzo często czuję ich wdzięczność. Tak jakby doświadczali jakiejś ulgi w swoich mękach. Jaki jest to rodzaj męki, tego dokładnie nikt nie wie.
W jednej ze swoich książek Ojciec poleca... śmierć. To znaczy, że nie należy się jej bać?
Nie wolno się śmierci bać, jeżeli się normalnie żyje. Czy ja mam się bać przejścia do najlepszego Ojca? Przypuśćmy, że ma pan bardzo dobrego ojca. Czy bałby się pan do niego pójść? Skąd! Śmierć jest przejściem do Ojca w niebie. Ale trzeba tego Ojca kochać i żyć według Jego przykazań. Wtedy nie ma lęku. Jeśli jednak pan by coś zbroił, to przypuszczam, że pojawiłby się lęk i do ojca jechałby pan niechętnie.
Marnotrawny syn z ewangelicznej przypowieści, choć nieźle narozrabiał, to jednak nie bał się wrócić do ojca.
Gdyż się nawrócił, i to jeszcze jak!
Tak się nawrócił, że po prostu nie miał co jeść...
Jeśli cel jest dobry, to nawet mało szlachetna motywacja spełnia swoje zadanie. Głód i nędza przypomniały marnotrawnemu synowi, że ma dobrego ojca. To wystarczyło.
Czy ubóstwo nie jest właśnie uprzywilejowanym doświadczeniem religijnym?
Możliwe. Mnie utrata całego majątku we wrześniu 1939 r. uczyniła wolnym człowiekiem. Miałem na sobie tylko mundur rezerwisty.
Pamiętam doskonale uczucie ulgi. Wcześniej miałem na głowie perspektywę zarządzania dwoma majątkami i konieczne małżeństwo.
Przy takich majątkach żona jest niezbędna i zwykle zorganizowana przez rodzinę. Wszystko razem jest wymuszone. Wtedy się tego po prostu bałem i nagle owa perspektywa zniknęła. W zamian czekała przygoda wojny, dla młodego człowieka sprawa nęcąca. Wojna dała mi zatem wolność materialnego ubóstwa, którą formalnie potwierdziły po wojnie śluby zakonne.
Czy nadal Ojciec czuje się wolny mimo zdrowotnych dolegliwości?
Totalnie. Nic mnie w ogóle nie obchodzi. Jak się źle czuję, wówczas z radością myślę o śmierci. Jedyna rzecz absolutnie pewna to śmierć. A śmierć otwiera perspektywę ogromnie atrakcyjną.
Jak to?
Mówię o atrakcyjności Boga. Jego obecność promieniuje nieskończonym urokiem. W śmierci poddajemy się temu urokowi. Przechodzimy do pełni życia, wobec której życie po tej stronie jest właściwie wegetacją.
Dlatego śmierć pociąga. Wzbudza radość. Radość, jaka nas czeka, ma charakter substancjalny, nieutracalny, w przeciwieństwie do radości ziemskiej, która zawsze jest przypadkowa i przemijająca.
Aby ją osiągnąć, wystarczy tu na ziemi żyć Bożą miłością. Niektórzy powinni żyć także miłością żony – być może niełatwą; w niektórych przypadkach także miłością teściowej – zapewne jeszcze trudniejszą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.