Trudności są niezbędne. Na przykład w małżeństwie powodują, że małżonkowie dorastają i dorasta ich więź. Trudności są po to, żeby nas wzmacniać. Bez trudności wiele małżeństw prawdziwie nie dorasta. Don BOSCO, 9/2009
Liczba rozwodów w Polsce wciąż rośnie, coraz więcej też głośnych odejść z kapłaństwa, skąd taka łatwość w podejmowaniu decyzji o rezygnacji z powołania?
To nie jest zwykły wzrost, to rośnie lawinowo. W 1994 r. było około 20 tysięcy rozwodów rocznie, w 2004 r. 50 tysięcy, a w 2006 r. 71 tysięcy. To jest oczywiście skutek. Skutek zmiany w człowieku przede wszystkim. Ludzie są teraz bardziej nieodpowiedzialni, ba, nawet nie chcą być odpowiedzialni, chełpią się tym, że są nieodpowiedzialni (słynne „róbta, co chceta”), chełpią się tym, że kierują się podnieceniami, a nie rozumem i wolą. Jest moda na bezmyślność i bezwolność, to jest połączone jednocześnie z totalnym nieładem seksualnym.
Skąd to się wzięło?
To jest wynik czterdziestu paru lat rozluźniania obyczajów, łamania wstydu, zachęcania do seksu nastolatków. To się udało w dużej mierze. Teraz tzw. dorośli tracą kontrolę nad pobudzeniami swojego ciała, nie są panami swojego ciała. Nie dorośli. Wiedzeni są bodźcami, pobudzeniami, własnymi doświadczeniami i to się przenosi na sposób trwania w powołaniach – w małżeństwie, w kapłaństwie. Są odejścia, bo nie zapanował nad swoim ciałem, zagubił się...
Czy większe przyzwolenie społeczne, nasza tolerancja dla takich zachowań, ułatwiają decyzje o odejściach?
Myślę, że w dużej mierze tak. Kiedyś, ja jeszcze pamiętam, w latach 60. ubiegłego wieku, okazało się, że któryś ze znajomych zdejmuje obrączkę na delegację. Pamiętam, jak byłem tym oburzony, a 20 lat później mój teść lekarz opowiadał, jak jakiś pacjent, stary kawaler, przychodzi z obrączką na ręku, teść pyta: „Ożenił się Pan?”, „Nie, panie doktorze, ale na błysk lepiej biorą”. To może być z jednej strony śmieszne, ale tak naprawdę jest tragiczne. Dziś bywa, że dziewczyny w ten sposób rywalizują, jak odbije którejś męża, to znaczy, że jest od niej lepsza.
Te przemiany idą rzeczywiście w tak złym kierunku?
Jest taka tendencja do tworzenia maksymalnego bałaganu. Z jednej strony jest to walka z Kościołem. Dla mnie przynajmniej, jest to jasne. Ale nawet dla tych, którzy nie wierzą, że jest to zorganizowana walka z Kościołem, to jest oczywiste, że na takich ludzkich postawach robi się świetny biznes – przemysł pornograficzny, narkotyki, antykoncepcja. To ogromne pieniądze, a wszystko by padło, gdyby ludzie żyli zgodnie z przykazaniami. W czystości do ślubu, potem by się pobierali na całe życie, byli sobie wierni, a do tego kochaliby dzieci...
Wtedy te gigantyczne w skali świata pieniądze przepadłyby, nie można by ich zarobić. Jest to z jednej strony wspólnota interesów, brudnych pieniędzy, z drugiej – ideologia. A oczywiste jest, że jeśli ludzie zaczną masowo cudzołożyć, to interes będzie się kręcił. Filmy też pokazują pochwałę takiego życia, druga żona jest zawsze lepsza od pierwszej i ona zyskuje sympatię widza (dobrze, że on rzucił tę małpę, ta druga jest taka porządna, należała mu się lepsza). To wszystko jest kształtowane niejako podskórnie, ludzie tym nasiąkają.
Mamy szansę uchronić przed tym dzieci, wychować je w tak, żeby były wierne swojemu powołaniu?
Rzeczywiście toczy się teraz dramatyczna walka. Kiedyś mówiliśmy, że na wychowanie dzieci wpływa rodzina, Kościół, szkoła. Dziś to jest już dawno nieaktualne, dziś wpływa telewizja, Internet, rówieśnicy. Rodzina też oczywiście, więc pierwsze, co musimy zapewnić naszym dzieciom, to miłość rodziców. Miłość kobiety, czułość, tkliwość, niezbędna w wychowaniu dziecka. Miłość mężczyzny, bo mężczyzna też ma swoje miejsce nie do zastąpienia w wychowaniu.
Mężczyzna, który odchodzi od dziecka otwiera furtki do jego zagubienia w okresie dojrzewania i później. Ale największa wartość dla dziecka wypływa z faktu, że rodzice nad jego głową się kochają. Mogą się nawet kłócić, ale musi być w dziecku niewzruszone przekonanie, że się kochają i będą razem do końca życia. A coraz więcej dzieci nie ma tego przekonania. Rozwodzący się rodzice przekazują dzieciom, że jest to słuszne, że tak trzeba. Jeżeli dziecko nie wyrasta w atmosferze pokoju i miłości, nie może dorosnąć do odpowiedzialnego wejścia do następnego pokolenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.