Homoseksualiści byli, są i będą. Mają pełne prawo protestować przeciwko ich prześladowaniu i upokarzaniu, nie mogą być zmuszani do ukrywania swojej orientacji seksualnej, z którą wielu czuje się bardzo dobrze. Propagowanie jednak homoseksualizmu jako orientacji normalnej (nie mylić z naturalną) uważam za szkodliwe. Znak, 1/2007
G. Lewicki we wspomnianym artykule, powołując się na dane Amerykańskiego Towarzystwa Pediatrycznego, podaje, że około 30 proc. trzynastolatków jest jeszcze niepewnych swojej orientacji seksualnej. Dlatego nie mam nic przeciwko temu, żeby homoseksualista był kasjerem w banku, ale nie chciałbym, aby był wychowawcą moich dzieci. Żaden bowiem rodzic nie może być pewny, że jego dziecko takich skłonności nie ma. Z tych samych powodów jestem przeciwko adoptowaniu dzieci przez pary homoseksualne. Wprawdzie Stewart w swojej przeglądówce podaje, że wśród dzieci wychowywanych przez gejów lub lesbijki nie zdarza się więcej przypadków homoseksualizmu niż wśród dzieci wychowywanych przez pary heteroseksualne, nie wiadomo jednak, na jak dużej próbie te dane są oparte. Najprawdopodobniej wskutek dosyć silnej heteroseksualnej predeterminacji seksualnej, a ta zdaje się dominować, wychowawczy wpływ homoseksualistów nie musi przesądzić o homoseksualnej orientacji wychowanka, ale może pozbawiać go całego szeregu wzorców zachowań potrzebnych w kontaktach heteroseksualnych, więcej, może wpoić mu wzorce takie kontakty utrudniające. Męskość i kobiecość przejawia się w wielu zachowaniach niezwiązanych bezpośrednio ze stosunkami seksualnymi. O ile wiem, psychologowie napisali wiele o tym, jak w procesie wychowawczym dziecka ważne są role ojca i matki – role mogące być skutecznie pełnione tylko przez mężczyznę i kobietę. Wiadomo zresztą, jak często trudności we własnym życiu rodzinnym mają osoby wychowywane np. przez samotne kobiety lub w domach dziecka. Dziwię się, że w toczącej się u nas polemice na temat homoseksualizmu nie pojawiają się głosy psychologów, a jeśli nawet, to nie są one eksponowane. Przekonałem się, że nawet w prywatnych rozmowach unikają oni zajęcia w tej sprawie wyraźnego stanowiska. Nie wiem, czy jest to spowodowane złożonością materii czy poprawnością polityczną, która sprawia, iż wszelkie krytyczne głosy na temat homoseksualizmu traktowane są jako homofobia nielicująca z postępowością.
Co więcej, zaczynamy, jak mi się wydaje, mieć do czynienia ze swoistą homoobsesją, która wcześniej wystąpiła na Zachodzie, a która polega na tym, że wszelkie bliższe relacje między osobami tej samej płci zaczynają wzbudzać podejrzenia o ich homoseksualne podłoże. Pamiętam jak w latach 70. przyjechała do nas ze Stanów Zjednoczonych 13-letnia córka moich amerykańskich przyjaciół... Z dużym zdziwieniem spostrzegła, że w Polsce dziewczęta dosyć powszechnie chodziły, trzymając się pod rękę – dla niej było to jednoznaczne. Pamiętam też, że w moim pokoleniu czymś zupełnie naturalnym i społecznie afirmowanym była tradycyjna męska przyjaźń, która nikomu nie kojarzyła się z homoseksualnością, chociaż ta była przecież znana.
Homoseksualiści byli, są i będą. Mają pełne prawo protestować przeciwko ich prześladowaniu i upokarzaniu, nie mogą być zmuszani do ukrywania swojej orientacji seksualnej, z którą wielu czuje się bardzo dobrze, orientacji zbyt łatwo nie raz traktowanej po prostu jako wada moralna. Propagowanie jednak homoseksualizmu jako orientacji normalnej (nie mylić z naturalną) uważam za szkodliwe, gdyż jest to postępowanie sprzyjające wciąganiu w homoseksualizm osób, które nie przyjmowałyby tej orientacji bez odpowiedniego wpływu środowiska. Michał Godzic wyśmiewa głosy o „deprawacji dzieci” przez „promowanie” homoseksualizmu, tłumacząc nieukom, że „zmiana orientacji seksualnej – o ile w ogóle możliwa – wymaga skomplikowanych procedur terapeutycznych i silnej motywacji pacjenta. Nagle okazuje się jednak, że wystarczy, aby dzieci zobaczyły dwóch panów trzymających się za ręce, a natychmiast staną się homoseksualistami”. Godzic robi z problemu karykaturę. Uważam te stwierdzenia za demagogię, bo właśnie w wypadku osób młodych orientacja seksualna często nie jest w pełni ukształtowana, stąd wcale nie musi chodzić o zmianę orientacji, ale jej kształtowanie w jednym czy drugim kierunku.
Sądzę, że drażliwość problemu, który homoseksualizm wciąż u nas stanowi, wymaga bardzo rzetelnej dyskusji, pozbawionej właśnie demagogii, rozmydlania i agresji oraz mniej lub bardziej celowej jednostronności. Tylko taka dyskusja może zapobiec napięciom społecznym, jakie ten problem wywołuje, a także doprowadzić do tego, że przestanie on być problemem politycznym.
***
Andrzej Paszewski - prof. dr hab., genetyk, fizjolog, pracuje w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN w Warszawie.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»