Cała działalność ks. Tischnera na Podhalu zmierzała do tego, aby pokazać drogę do źródła. Nazywał to „poszerzaniem serc”. Nie straszył zagładą tego świata, nie rozdzierał szat nad tym, że wiara przodków umiera. Raczej podsuwał ludziom własną wizję owej wiary niczym zwierciadło, w którym mogli się przejrzeć. Znak, 3/2008
Kazimierz Przerwa-Tetmajer w tomie Na Skalnym Podhalu opowiada historię górala Józefa Smasia z Olczy, który pojechał się wyspowiadać do ludźmierskiego sanktuarium. Smaś był zbójnikiem, „nie z potrzeby, ale z ochoty”, ponieważ jednak rabował po drugiej stronie Tatr, a zdobyte pieniądze rozdawał, był przez ludzi szanowany. Kłuło ich w oczy tylko jedno: że „tak mu się wiedło, jakby mu Pan Bóg umyślnie błogosławił, a on nigdy może nawet w kościele nie był, chyba wtedy, kie go kścili”. Na to jednak Smaś miał swoje wytłumaczenie. „Ja ta nie widzem – mówił – coby sie Pan Bóg do mnie wrazoł, cos ja sie Mu ta bedem popod ręce plątał? (...) Ja ta ku temu, co ku mnie nie idzie, nie wartki”.
Zdarzyło się jednak, że zmogła Smasia choroba. A że ani sadło niedźwiedzie, ani okadzanie i zaczynianie nic mu nie pomogły, baby namówiły go, żeby pojechał się „wysłuchać”. W oznaczonym dniu przed chałupę zajechał wóz... z muzykantami. Smaś pięknie się ubrał, masłem włosy wysmarował, za pas wsunął dwa noże i dwa pistolety, wziął do ręki ciupagę – i pojechał. Zdziwonym babom tłumaczył, że skoro ma stanąć przed największym panem, musi godnie wyglądać. „A ze to sie mamy jednać, to muzyke bierem, coby wiedział, ze nie załujem na te zgode i zapłacem. A niegze i to wie, ze kie On gazda na niebie, to ja ta tés niezgorsy na swoim, w Olcy”.
Spowiedź Smasia była krótka i konkretna. Grzechów nie było wiele, co rusz zresztą okazywało się, że kolejny grzech obraca się penitentowi w cnotę: „Kraść-ek krad, alejek wse hudobnym dał z rabunku. (...) Bić-ek bił, alek sie nigda na słabego nie zruwał. (...) Pićek pił, ale to s tego skody nijakiej nie bywało, ba jesce karcmarz zarobieł. Zabić cłowieka, to jek zabił, ale przez potrzeby nié, ba końcem trza béło, bo sie to do bitki brało, a tu, sami dobrze wiécie, zbójnik ni ma wielo casu przy rabunku”. Po tym wyznaniu, wysłuchawszy księżowskiej nauki, Józef Smaś otrzymał rozgrzeszenie. Obiecał, że jeśli Bóg wróci mu zdrowie, on porzuci zbójowanie.
***
Ksiądz Józef Tischner uważał, że w opowiadaniu o spowiedzi Józefa Smasia udało się Tetmajerowi genialnie uchwycić kilka istotnych cech góralskiej pobożności. Zobrazowane w nim zostało przede wszystkim silne poczucie godności, które budzi się w duszy górala, kiedy ten staje wobec Boga. To przebudzenie ma swoje konsekwencje. Po pierwsze, Boga nie prosi się o to, co człowiek może sam zrobić, nie zaprząta Mu się głowy powszednimi sprawami. Po drugie, jeśli miało się odwagę grzeszyć, trzeba mieć odwagę do grzechu się przyznać. Odwaga ta objawia się jednak nie tylko w wyznaniu win i nieukrywaniu niczego, ale też w pokazaniu, co jest miarą grzechu. A jest nią – dobra wola człowieka. Po trzecie, istotną rolę w całej sprawie odgrywa strój: ubranie – eleganckie, nawet z pewną przesadą – a z nim wszystkie inne zewnętrzne formy wyrażają wewnętrzne „nastrojenie” człowieka. Wiadomo, kto jest kim w takim spotkaniu: człowiek ani siebie nie wywyższa, ani też nie poniża. Wobec Boga jest sobą, a zewnętrzne formy mają mu pomóc to ujawnić. I wreszcie, po czwarte, relacjami człowieka z Bogiem rządzi zasada sprawiedliwości. Człowiek wie, że nie jest równy Bogu, ale wie też, że ta nierówność nie oznacza poddaństwa. Człowiek jest wolny, a jednocześnie – związany wiarą (zob. J. Tischner, Dotykanie źródła, w tegoż: Myślenie w żywiole piękna, Kraków 2004, s. 105) niczym umową, w której należy dotrzymywać słowa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.