Ledwie wróciłem do Europy, a znów wpatruję się w Azję: w Tybecie ostre zamieszki. Z telewizyjnych ekranów straszą spalone sklepy w Lhasie i postaci współczesnych hoplitów „przywracających porządek”. Znak, 5/2008
Ale to nie powód do załamywania rąk, raczej do zwierania szeregów i wspólnej pracy nad ujednoliceniem stanowiska w sprawie Tybetu: zarówno polityków, jak i świata biznesu czy szerzej: zachodnich konsumentów i opinii publicznej. Do tego zaś niezbędna jest świadomość będąca pochodną funkcjonowania wolnych i rzetelnych mediów. Bo w ostatecznym rozrachunku to wysiłek i wścibstwo dziennikarzy pozwalają ograniczać samowolę despotów. I dzięki temu pozostają ostatnią nadzieją bezbronnych. Doskonale rozumiał to anonimowy Tybetańczyk, który w przejmującym mailu wysłanym do redakcji BBC opisywał rutynę przywracania porządku w Lhasie: „wszędzie wyczuwa się silną obecność policji, widać mnóstwo wojskowych samochodów. (...) W telewizji państwowej mówią, że sytuacja jest pod kontrolą, a prowodyrzy oddali się w ręce władz. (...) Otwarto szkoły, wróciły do nich dzieci, ale sklepy ciągle są zamknięte, gdyż wiele z nich uległo zniszczeniu. Naprawdę martwi mnie jednak to, że nie widziałem na ulicach ani jednego obcokrajowca z Zachodu, ani jednego zagranicznego dziennikarza. To mnie naprawdę niepokoi”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Miejscem, w którym mieszka Bóg, dla Żydów była świątynia. Jezus przekracza granicę świątyni...