Co czynić, kiedy czujemy się bezsilnie, dokonując kolejnej interpretacji zjawisk, które – jak się okazuje – mają swoje zniekształcone odbicie w teoriach i raportach przygotowywanych przez polityków, ekspertów rządowych czy niezależnych akademików? Znak, 10/2008
Oczywiście wszelkie dywagacje o fenomenie terroryzmu muszą z konieczności mieć posmak opowieści science fiction. Z oczywistych powodów dostęp do źródeł jest dość ograniczony, szanse przewidywania kolejnych zamachów są niewielkie, zaś europejskie czy amerykańskie teorie dotyczące rozwoju terroryzmu nie zawsze przystają do rzeczywistości, albowiem pojęcia „racjonalność” i „irracjonalność” działania nie w każdej kulturze mają identyczne czy nawet przybliżone znaczenie.
Co zatem czynić, kiedy czujemy się bezsilnie, dokonując kolejnej interpretacji zjawisk, które – jak się okazuje – mają swoje zniekształcone odbicie w teoriach i raportach przygotowywanych przez polityków, ekspertów rządowych czy niezależnych akademików? Kto ma rację, a kto się myli?
Globalny bilard i świat międzyepoki
Madeleine Albright, była amerykańska sekretarz stanu, porównała kiedyś proces zarządzania problemami globalnymi do gry w bilard. Ambasador RP przy Radzie Europy w Strasburgu Piotr Antoni Świtalski zwraca jednakże uwagę, że obecnie sprawa się komplikuje, albowiem rzecz nie tylko w tym, że liczba bil w rozgrywce jest większa, ale trudno właściwie przewidzieć sam „tor rykoszetów”.
Przywołuje też obserwacje Henry’ego Poincaré: po dziewięciu odbiciach kuli bilardowej uwzględnić należy siły grawitacyjne wszystkich osób w pomieszczeniu, zaś po pięćdziesiątym trzecim odbiciu musi się już brać pod uwagę każdą cząstkę elementarną wszechświata. Co prawda, stopień swobody państw (czyli „wariantowości” ich zachowania) jest mniejszy aniżeli kul bilardowych, problem jednakże tkwi w coraz bardziej nieprzewidywalnym podłożu (coraz bardziej pogiętym i zniekształconym), od którego zależy wynik ostatecznej rozgrywki[4].
Skoro nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich możliwych wariantów zdarzeń i skoro musimy się obecnie pożegnać z całościową wizją rozwoju świata na miarę dzieł Kissingera bądź Brzezińskiego, pozostaje nam dużo skromniejsze zadanie, które oczywiście musi zostać wykonane ze świadomością, że ów „tor rykoszetu” poddany będzie działaniu cząstek, których mocy nie do końca będziemy mogli przewidzieć. I to niezależnie od tego, czy poddamy analizie relacje amerykańsko-chińskie, problem globalizacji czy fenomen terroryzmu.
Niewykluczone, że ma rację Adam Daniel Rotfeld, który stawia tezę o „czasie międzyepoki”. Żyjemy po epoce zimnej wojny, ale przed epoką, której kształtu i zasad nie potrafimy jeszcze dokładnie przewidzieć. Wiele spraw jest niedookreślonych, nie brakuje nie do końca sprecyzowanych wizji, tymczasowych rozwiązań. Coś już wiemy, lecz więcej jest chyba niewiadomych. Skończyła się klasyczna Realpolitik, w której reguły postępowania wydawały się przejrzyste.
Czas przejściowy z dziesiątkiem pytań i z kilkoma tuzinami odpowiedzi musi niepokoić, ale i budzić pewne nadzieje. Poza tym, w uzupełnieniu i modyfikacji myśli Rotfelda, zaryzykujmy stwierdzenie, że owa „międzyepoka” z niejasnymi strukturami i zmiennymi trendami może być niezwykle rozciągnięta w czasie. Bo to, co wydaje się tymczasowe, bardzo często nabiera charakteru trwałości[5]. Słowem: gwałtowność zmian i konwulsyjne transformacje mapy współczesnego świata będą prawdopodobnie zjawiskiem trwałym w ciągu najbliższych kilkunastu lat.
[4] Zob. P.A. Świtalski, Powracające widmo Tiamat – chaos i porządek w stosunkach międzynarodowych, „Polski Przegląd Dyplomatyczny”, nr 6 (40) listopad–grudzień 2007.
[5] Zob. Dokąd zmierza świat?, pod red. A.D. Rotfelda, Warszawa 2008.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.