Iluzje i niepokoje politologa orientalisty na początku XXI wieku

Co czynić, kiedy czujemy się bezsilnie, dokonując kolejnej interpretacji zjawisk, które – jak się okazuje – mają swoje zniekształcone odbicie w teoriach i raportach przygotowywanych przez polityków, ekspertów rządowych czy niezależnych akademików? Znak, 10/2008



Z podobnym zderzeniem możliwych interpretacji zjawisk mamy do czynienia w przypadku globalizacji. Intuicja, codzienne doświadczenie oraz media podpowiadają nam, że procesy globalizacyjne są nieuniknione. To – by odwołać się do klasyków pop songu – „widać, słychać i czuć”. Widać na metkach towarów z całego świata, w procesach zarządzania potężnych firm międzynarodowych, w przepływie ogromnych sum pieniędzy po całym globie, w ciągłym przemieszczaniu się do kolejnego kraju specjalistów i niewykwalifikowanych robotników.

Słychać w dźwiękach tych samych hitów muzycznych w Nowym Jorku, Nowym Sadzie i Nowym Sączu; w centrach europejskich miast, gdzie francuski lub holenderski (nie mówiąc już o angielskim) miesza się z arabskim, chińskim czy urdu. Czuć w dobrych restauracjach i zwykłych „garkuchniach” w Barcelonie, Hongkongu, Waszyngtonie, Krakowie, Kantonie, New Delhi czy Dżakarcie, w których sajgonki, wołowina w pięciu smakach i kurczak w sosie curry sąsiadują z big makiem, sznyclem po wiedeńsku i nieśmiertelną pizzą. Świat jest naprawdę płaski – taką tezę stawia Thomas L. Friedman – potężne siły, takie jak Internet, offshoring czy outsourcing doprowadzają do totalnego rozpłaszczania się naszego globu i powolnego, lecz nieuniknionego podnoszenia się poziomu powszechnej zamożności[2].

Ależ globalizacja to mit! – konstatuje Alan Rugman[3]. Jeżeli uznamy, że motorem globalizacji są potężne koncerny, których produkty bądź usługi są obecne niemal wszędzie, to, po zbadaniu „mapy” ich zysków i działania, okaże się, że obraz rzeczywistości wcale nie jest taki, na jaki pozornie wygląda. Skrzywione spojrzenie, pobożne życzenia i głośno wymawiane hasła to wyłącznie aspekty iluzji, w której żyjemy. Rugman zebrał dane dotyczące sprzedaży, inwestycji, obrotów, zatrudnienia i sposobów zarządzania 380 największych przedsiębiorstw.

Okazało się, że niemal wszystkie działają w obrębie triady: Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Japonia. Aż 320 z nich to przedsiębiorstwa funkcjonujące głównie w swoim regionie macierzystym i mające poniżej 50% udziału w sprzedaży w dwóch pozostałych obszarach triady. Jedynie dziewięć firm, takich jak IBM, Coca-Cola, LVMH czy Nokia, może być uznawanych za prawdziwie globalne: są równomiernie usadowione finansowo i logistycznie w Ameryce Północnej, Europie oraz w regionie Azji i Pacyfiku.

Można oczywiście w inny sposób mierzyć dynamikę globalizacji – tak aby potwierdzić założoną z góry tezę. Albo przedstawić rozkład procesu w czasie, aby uzasadnić nasz intuicyjny pogląd, że globalizacja dociera wszędzie, choć może nie tak chyżo, jak wyobrażaliśmy to sobie wcześniej. Zawsze można znaleźć odpowiednie przykłady: dane, wykresy czy analizy. Wszystkie prawdziwe i rzetelne. I dające wiele do myślenia…

A co z kwestią zmian klimatycznych? Albo surowców naturalnych i nieodnawialnych źródeł energii? Czy rzeczywiście wkrótce staniemy w obliczu poważnego kryzysu? Czy potrafimy opracować realną alternatywę w stosunku do ropy naftowej, bez której dzisiaj żyć niepodobna? A zasoby wody pitnej? Czy wystarczy ich na najbliższe, powiedzmy, dwadzieścia lat? I tu podobnie: choć raportów i analiz posiadamy bez liku, wyciągane z nich wnioski nierzadko przeczą sobie nawzajem. Skrajni pesymiści uchylają jedynie furtkę nadziei: możemy uniknąć katastrofy, jeżeli tylko skupimy się na właściwych rozwiązaniach bądź ograniczymy rozpasaną konsumpcję. Optymiści nazywają siebie realistami i wierzą w rozsądek i innowacyjność człowieka oraz w postęp, który umożliwi dokonanie fundamentalnych zmian technologicznych, jak na przykład masowe i tanie odsalanie wody morskiej.

Najbardziej fantastyczne intelektualnie koncepcje dotyczą jednak zjawiska terroryzmu. Oczywiście pojawiły się niemal natychmiast po 11 września 2001 roku, uzasadniając na wszelkie możliwe sposoby późniejsze reakcje Stanów Zjednoczonych. Słyszeliśmy o sieciowej strukturze Al-Kaidy, o planowanych zamachach z użyciem „brudnej” bomby atomowej, o rozwoju czegoś, co nazwano „islamofaszyzmem”, o spełnieniu przepowiedni „zderzenia cywilizacji”.

Głośnym echem odbiły się filipiki Oriany Fallaci dostrzegającej związek zamachów w Nowym Jorku z działaniami organizacji muzułmańskich w Europie. Jak w zwierciadle odbijały lęki Europejczyków gotowych uwierzyć w teorie spiskowe, zwłaszcza po tragicznych zamachach w Londynie i Madrycie. Toczona obecnie „wojna z terroryzmem” ma szansę stać się prawdziwą neverending story, jako że prawdopodobieństwo całkowitego wyeliminowania terroryzmu z czysto zdroworozsądkowego punktu widzenia wydaje się bliskie zeru.


[2] Zob. T.L. Friedman, Świat jest płaski. Krótka historia XXI wieku, tłum. T. Hornowski, Poznań 2006.
[3] Zob. A.M. Rugman, Globalizacja to mit, tłum. J. Dołęga, „Polski Przegląd Dyplomatyczny”, nr 1 (41) styczeń–luty 2008.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...