W centrum tego świata – który choć na parę godzin objawia się nam w wigilię Bożego Narodzenia – jest kobieta. Żona, matka, babcia, siostra, narzeczona. Ona przynosi łagodność i nawet jeśli nie pojednanie, to przynajmniej jego złudę. Znak, 12/2008
Owszem, są okoliczności i miejsca, gdzie ludzie gromadzą się nie po to, aby być razem, dzielić się opłatkiem i życzliwością, spożyć wspólną wieczerzę. Owszem, nieraz gromadzą się, by wyciągać swoje plemienne totemy i potrząsać nimi przeciwko inaczej odzianym, inaczej wierzącym, inaczej ubierającym w słowa swoje – takie same u wszystkich narodów – nadzieje. W tych miejscach i z okazji takich zgromadzeń nie zostawia się wolnego krzesła i nakrycia dla niespodziewanego gościa, raczej szykuje się dlań kajdany albo i pałkę.
W takich miejscach nie wierzy się, by zwierzęta mówiły choć raz w roku ludzkim głosem; tam się je szlachtuje na ofiarę wiecznie głodnym wampirom zniszczenia. To nie nowina, że jesteśmy słabi i nieraz podli, ale choć raz w roku chcemy być lepsi. To jest zwycięstwo Boga, obojętnie, jak Go nazywamy i jakie narodziny są przedmiotem naszej wiary. To dowód naszej nieuniknionej i wiecznie odradzającej się tęsknoty za światem lepszym, sensowniejszym i przyjaznym. To wielkie – jak świat długi i szeroki – wołanie o sens.
W centrum tego świata – który choć na parę godzin objawia się nam w wigilię Bożego Narodzenia – jest kobieta. Żona, matka, babcia, siostra, narzeczona.
Ona przynosi łagodność i nawet jeśli nie pojednanie, to przynajmniej jego złudę. W centrum świata wojowników jest zdobywczy mężczyzna, obojętnie, czy uzbrojony w maczugę, karabin czy bankowy komputer. Dlatego instynktownie lgniemy do świata łagodności i pojednania, nawet wtedy gdy aroganckim słowem i takimż czynem deklarujemy przynależność do świata rywalizacji i przemocy.
Od legowiska meneli przez chłopską chatę po salony starej szlachty i szemranych nowobogackich. Wszędzie tam zstępuje nie tylko Duch Boży, ale i sens. Nie tylko u nas, gdzie ten wieczór i następujące po nim dni obrosły zwyczajem i tradycją, gdzie Bóg dla naszego przypomnienia co roku się rodzi, aby co roku zostać umęczony i umrzeć. Także w światach innych tradycji i innych kultur jest święta wrażliwość na to ciche wołanie.
Krew, smar historii?
Toczy się w dzisiejszej Polsce spór o jej korzenie i mit założycielski. Jest to spór fundamentalny nie tylko dlatego, że dotyczy podwalin, na których została usadowiona wolna Polska bez mała dwadzieścia lat temu, a zbliżająca się okrągła rocznica historycznych zmian z 1989 roku zachęca do rewizji mitów, dogmatów i utrwalonych prawd, które być może są tylko fałszywymi fetyszami. Także dlatego, że wyraża polityczne namiętności już od wielu lat obecne w naszym życiu i dlatego będzie się zaostrzał.
Jeśli mitem założycielskim Polski niepodległej jest Powstanie Warszawskie z jego wzniosłym bohaterstwem, ale i bezprzykładną masakrą osamotnionych obrońców stolicy, a jednocześnie jeśli Polska powstała po 1989 roku jest ufundowana na kłamstwie maskującym niegodną zmowę elit, esbecką manipulację i złodziejskie uwłaszczenie nomenklatury na narodowym majątku, to po pierwsze – dwadzieścia lat temu trzeba było walczyć, a nie rozmawiać, a po drugie – wszystko, co zrobiono przez ten czas, jest kalekie i dopiero odmieniona „IV Rzeczpospolita” mogłaby być godna niepodległości. Być może.
Tym bardziej że „III Rzeczpospolita” zaowocowała nie tylko silną złotówką, przyjęciem nas do NATO i Unii, ale także aferą Rywina, wyniesieniem generałów narzucających stan wojenny do roli „ludzi honoru” i mężów stanu. A co gorsza, coraz to się okazuje, że jej pomnikowe postaci miewały podejrzane kontakty z bezpieką. Więc może rzeczywiście wszystko jest do chrzanu i trzeba rozwalić fundamenty, a nie poprawiać dalej to chybotliwe i spartaczone gmaszysko?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.