Jezus historyczny – w stronę chrześcijaństwa z ludzką twarzą

Do pewnego stopnia konieczne jest „odreligijnienie” postaci Jezusa, bo wyniesiona zbyt wysoko traci ludzkie kontury, staje się Bogiem na miarę ludzkich wyobrażeń o Bogu, które – z konieczności skrzywione – dodatkowo jeszcze przesłaniają Jego człowieczeństwo. Znak, 5/2009



Słowo „Bóg”, kiedy je słyszymy, potrafimy zrozumieć jedynie fałszywie: więcej tam niepodobieństwa aniżeli podobieństwa owej tajemniczej i przerastającej wszelkie ludzkie pojmowania rzeczywistości (III Sobór Laterański).

Gdy mówimy, że Jezus jest Bogiem, wiemy, co chcemy powiedzieć, nie wiemy jednak, co mówimy. Zgodnie z procedurą teologii apofatycznej, orzekając Jego boskość, musimy zarazem temu zaprzeczyć oświadczając, iż nie jest On Bogiem. Bo nie jest Bogiem w jakikolwiek sposób, który możemy sobie wyobrazić czy pomyśleć.

Tylko człowiek

Niezdolni do utworzenia pojęcia Boga, pozostajemy pierwotnie wobec Jezusa jako człowieka. Do tego mamy naturalny dostęp. Całość chrześcijańskiego przekazu zapośredniczona jest w ludzkim nauczaniu i życiu Jezusa. Nie ma innej drogi do Tajemnicy Boga, która i tak pozostanie na zawsze niewypowiadalna i niepojmowalna. Chrześcijańska tradycja interpretacyjna, wskazująca na boskość Jezusa, nie rozrywa zasłony niewiedzy. Jej przekaz chce raczej zwrócić naszą uwagę na tajemnicę wiary, która pozostaje zakryta.

Wiara nie jest wiedzą (ani ideologią grupy religijnej)

Chrześcijanin, gdy w wierze przyjmuje (assentit) tajemnicze słowa o Bóstwie Jezusa, bynajmniej nie jest o nich pysznie i zarozumiale przekonany, raczej odnosi się do nich jako do drogowskazu, którego nie potrafi ogarnąć w swoim myśleniu.

„Artykuł wiary” służy temu, by wytrącić umysł człowieka z jednostajności zarozumiałej gnozy (wiedzy), której wydaje się, że posiadła prawdę (Hans Urs von Balthasar). Tym bardziej nie ma prowadzić do wynoszenia się wierzących, uznawania za szczególnie wtajemniczonych, o wyższym statusie epistemicznym, którym należy się posłuch.

Prawda wiary (articulus fidei) nie jest potoczną oczywistością. Tym bardziej nie może być sloganem czy hasłem rozstrzygającym o polityczno-religijnej tożsamości, mającym odgradzać katolika od niekatolika, wydzielać tych, co po słusznej stronie, i tych, co zbłądzili.

Wciąganie tego, co Najświętsze, do rozgrywek chrześcijańskich stronnictw, jest nadużyciem świętości. Kłótnie o Boga prowadzące do wyklinania się, ostracyzmu, potępień – obecne w tradycji chrześcijańskiej aż do naszych czasów – zawsze będą sprzeniewierzeniem się Temu, który stoi ponad wszelką małością ludzkiej kalkulacji.

Niezdolność języka do uniesienia Tajemnicy, tj. jego łatwość popadania w pseudowiedzę, wynika między innymi z tendencji do instrumentalnego traktowania prawd wiary jako narzędzia organizacji społeczności religijnej, jej dyscyplinowania, programowania zachowań poprzez kontrolę mówienia i myślenia. A przecież Wielkie Prawdy nie mogą być narzędziem społecznej dominacji, powiązanej nieodłącznie z symboliczną przemocą.

Nie one mają służyć ludziom, lecz odwrotnie. Wszelka uzurpacja boskich plenipotencji to profanacja świętości. Nawet Jezus tego nie robił, choć chrześcijanie wyznają Jego boskość. On sam, zgodnie z wykładnią Listu do Filipian (por. rozdział 2), raczej wyzbył się wszelkich śladów swego wysokiego urodzenia. W tym kierunku mogłaby podążyć szlachetna imitatio Christi.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...