W kwietniu Jacek powiedział pani A., że ją bardzo kocha. Wiozła go właśnie pierwszy raz nietrzeźwego do domu. Prosił, by nie mówiła synowi, że rozbił ich samochód, jeżdżąc bez prawa jazdy po pijanemu. Znak, 5/2009
W listopadzie do młodzieżowego ośrodka wychowawczego, z którego Jacek niedawno przyjechał, państwo A. napisali: „Jesteśmy bardzo zadowoleni z nowego członka rodziny i mamy nadzieję, że nadal nasze relacje będą tak idealne. Jacek uczęszcza już do zasadniczej szkoły zawodowej do klasy mechanika samochodowa, na zajęcia w siłowni i na lekcje gry na gitarze.
Zgodnie z umową nie pije (nawet nie wziął do ust lampki szampana, kiedy Radek – syn żony – obronił egzamin inżynierski!), a od wczoraj nie pali. Jest pracowity i sprawny. Trochę jeszcze dyskutuje, czy warto uczyć się historii, ale Krzyżaków czyta”.
– Nie dążyliśmy nigdy do tego, by ta rodzina była „prawdziwą rodziną”. Tego nie da się odtworzyć. To jest chyba nawet niepotrzebne. Powiedzieliśmy mu: No, Jacku, przyszedłeś do nas, bo miałeś się uczyć.
Radek był mu życzliwy. Dał swoją szafkę na książki. Jedli razem posiłki. Jacek chodził z nimi chętnie do kościoła. – Próbował dostosować się do okoliczności jak małpka – powie później pani A.
W grudniu 2005 roku państwo A. dostali pismo ze szkoły informujące, że ich podopieczny otrzymuje naganę z ostrzeżeniem o skreśleniu z listy uczniów. W uzasadnieniu podano, iż w sposób arogancki odnosi się do nauczycieli oraz prowokuje sytuacje konfliktowe. Jacek skorzystał z możliwości odwołania: „Faktycznie bardzo zdenerwowałem się, kiedy Pani Profesor ucząca przedmiotu przedsiębiorczość wpisała do dziennika uwagę, że rzucałem śnieżkami podczas lekcji i krzyczałem, że ta uwaga jest niesprawiedliwa.
Nie rzucałem śnieżkami, a ręce miałem zimne z innego powodu (…). Wiem, że nie powinienem krzyczeć, ale – niestety – jestem nerwowy (…). Może faktycznie marudziłem nauczycielom, że wolałbym, aby moją pracę oceniali bardziej pozytywnie (…). Proszę o uwzględnienie, że wcześniej nie zawsze postępowałem roztropnie, a teraz jestem dopiero na początku drogi ku poprawie, więc nie zawsze udaje mi się przezwyciężyć stare niedobre nawyki”.
Jacek od kilku lat miał w uszach kolczyki. Nauczyciel zażądał, by na zajęciach praktycznych ich nie nosił. On odpowiedział, że „taka opcja nie wchodzi w grę”. Po pewnym czasie jednak je zdjął. Na koniec semestru otrzymał ocenę z zachowania: naganną.
– On nie umie wyrażać dezaprobaty – powie potem pani A. – Przesadza z odbieraniem sytuacji konfliktowych. Nie uznaje autorytetów. Ma wyjątkowo zły stosunek do mężczyzn. Nikt nam nie powiedział, że powinien być pod opieką psychologa.
W styczniu 2006 roku zaczęły się starania o umożliwienie mu kontaktów z najmłodszym bratem. Krzyś wygląda dokładnie jak Jacek siedem lat wcześniej: mały, jasnowłosy. Ojciec też znęcał się nad nim. Chłopiec trafił do domu dziecka. Potem do rodziny zastępczej. Państwo Z. zdecydowali się, bo chcieli mieć kogoś, kto mógłby po nich dziedziczyć.
Początkowo byli zadowoleni z dziewięciolatka, którego przyjęli pod swój dach. Gdy pani A. ich odwiedziła, widziała, jak pani Z. tuliła go, trzymając na kolanach. Państwo Z. nie zgodzili się jednak na spotkania ze starszym bratem, bo nie chcieli, by ktokolwiek z „patologicznej” rodziny znał miejsce ich zamieszkania. Źle mówili o matce w obecności chłopca.
Po kilku miesiącach opowiadają: – W szkole bije do krwi, w domu psu próbował wypalić laserem oczy. Nie panuje nad emocjami i mówi, że „załatwią” nas jego bracia. Pani Z. codziennie przed pójściem spać „liczy noże i chowa je”. Twierdzi, że jest psychicznie wykończona. Chcą jak najszybciej rozwiązania rodziny zastępczej i powrotu Krzysia do domu dziecka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.