Czasem sądzimy, że uczciwość wobec siebie odnosi się do samej tylko umiejętności widzenia cienia, bez zwrócenia jakiejkolwiek uwagi na światło, które go daje. To ograniczające przekonanie sprawia, że na scenę własnego wnętrza wchodzi strach. Zeszyty Karmelitańskie, 2/2009
Wprowadzenie
Tytuł ten, jeśli pozwolimy, by jego słowa przeniknęły w głąb serca, sam w sobie stanowi pewne wyzwanie. Wiemy, że czasownik „wyzywać” zawiera w swym znaczeniu zaproszenie, czy też sprowokowanie drugiej osoby do współzawodnictwa w jakiejś formie: w zabawie, w tańcu, w rozmowie, w interesach, etc. etc.
Być uczciwym wobec siebie samego znaczyłoby więc zaprosić czy zachęcić samego siebie do spojrzenia na własną osobę, taką jaką jest w rzeczywistości. Nie ma zatem miejsca w naszym myśleniu na różowe okulary, które koloryzują naszą rzeczywistość lub retuszują ją według osobistych upodobań i gustów.
Uczciwość domaga się także wyeliminowania wszelkich zasłon szytych z wymówek i usprawiedliwień, które uniemożliwiają zobaczenie głębi własnej prawdy. Tak samo wymaga pozostawienia na boku strachu. To strach sprawia bowiem, że unikamy prawdy, gdyż w niej możemy zobaczyć brzydotę, defekty, deformacje i potworności własnego „ja”. Tym samym, strach każe nam zdecydowanie „wyemigrować” w świat zewnętrzny. Będąc obcymi, niejako cudzoziemcami dla własnego „ja”, unikamy niebezpieczeństwa przepowiadanego przez strach: spotkania z ciemnością i złem własnego cienia.
Niepotrzebny lęk przed własnym cieniem
Prawdą jest, że wskutek doznanych zranień, czy dobrowolnie popełnionych grzechów, mogą istnieć w naszym wnętrzu blizny czy rany. Istnieją także wady, ograniczenia i niewykorzystany potencjał. Jednak cień własnego „ja”, jak każdy inny cień, może istnieć tylko dzięki światłu, które go tworzy. Bez światła życia, inteligencji i wolności osoby, nie byłoby żadnego cienia. Istniałaby tylko czysta i zimna ciemność nicości.
Podczas gdy cień, tak samo jak ciemność, to tylko brak światła, tak to ostatnie – przeciwnie – zawiera promieniowanie fotonów, które uzdalnia je, by mogło lśnić, rozjaśniać, ogrzewać i dawać życie.
Czasem sądzimy, że uczciwość wobec siebie odnosi się do samej tylko umiejętności widzenia cienia, bez zwrócenia jakiejkolwiek uwagi na światło, które go daje. To ograniczające przekonanie sprawia, że na scenę własnego wnętrza wchodzi strach. Dlatego sam pomysł, by być uczciwym wobec siebie, przyprawia nas o mrożące uczucie przerażenia.
Natomiast, kiedy patrzymy całościowo na rzeczywistość naszego bytu, to jest, kiedy razem z cieniem rozpatrujemy także światło tego, co w nas dobre, wtedy tak: stajemy się uczciwi wobec samych siebie. Szybko odkrywamy, że cień, tzn. to, co negatywne, jest częścią konstytutywną naszego istnienia. Chodzi o coś „dodanego”: zło istnieje tylko, gdy wytwarzamy je w naszych myślach, uczuciach czy działaniach.
Tak, jest to coś, co do nas należy, jak cień do naszego ciała, kiedy słońce rzuca go na zieloną trawę w parku, po którym spacerujemy. W ten sposób złe zachowanie należy do nas i domaga się naszej odpowiedzialności. Nie jest jednak częścią naszego jestestwa, gdyż nie ma w nim istnienia. Upodabnia się do zimna, które jest tylko brakiem ciepła. Tak jak ciemność jest brakiem światła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.