Niezmienna, bez względu na to, kto w naszym kraju sprawuje władzę i jakie przynosi nam to pożytki, jest medialna histeria, która od lat towarzyszy wszystkiemu, co dzieje się w gdańskim kościele św. Brygidy i w najbliższym otoczeniu tej świątyni. Powściągliwość i Praca, 7-8/2004
Zmieniają się polityczne ustroje, gospodarką rządzi ponoć wolny rynek, wszystko jest inne niźli jeszcze przed ćwierćwiekiem, jednym słowem: „przemija postać świata tego”. Jednak niezmienna, bez względu na to, kto w naszym kraju sprawuje władzę i jakie przynosi nam to pożytki, jest medialna histeria, która od lat towarzyszy wszystkiemu, co dzieje się w gdańskim kościele św. Brygidy i w najbliższym otoczeniu tej świątyni.
Wszystko, rzecz jasna, za sprawą miejscowego proboszcza – ks. prałata Henryka Jankowskiego, który zrazu był wrogiem ludu pracującego miast i wsi i prowadził, niczym ks. Jerzy Popiełuszko na warszawskim Żoliborzu, coniedzielne seanse nienawiści. Potem, już w wolnej Polsce, przyklejono mu łatę wojującego antysemity i pierwszego ksenofoba III RP, zatroskanego wyłącznie o, nie mające nic wspólnego z kapłańskim powołaniem, własne – rzecz jasna – niezbyt czyste interesy.
Jednak ponawiane z wielką regularnością telewizyjne połajanki i prasowe poszturchiwania tego kapłana – jednego z symboli i bohaterów solidarnościowej walki o niepodległość – nijak się mają do ciężaru propagandowej amunicji, jakiej użyto ostatnio, aby zadać cywilną śmierć temu gdańskiemu duszpasterzowi. Prałat molestuje ministranta...; Ksiądz pedofilem..; Demoralizuje i rozpija nieletnich... – grzmiały na swych czołówkach właściwie wszystkie gazety, zarówno te, których nie warto nawet brać do ręki, jak i te, które twierdzą, iż są poważne. Takiego kąska, co budzić musi największe oburzenie, nie darował sobie nawet, wciąż uważający się za pismo katolickie, Tygodnik Powszechny, który, niestety, nie po raz pierwszy, zaczyna przemawiać jednobrzmiącym głosem z antykościelnie zorientowanymi tytułami...
Z wydania na wydanie przybywa w brukowcach, zwanych kiedyś czerwoniakami, a obecnie tabloidami, kolejnych, coraz bardziej pikantnych, szczegółów. Jednoznacznie orzeka się o winie ks. Jankowskiego, przypisując mu nie tylko nieokiełznany pociąg do własnej płci, lecz także łajdactwa, które widział każdy, kto choć raz obejrzał sensacyjny film klasy B lub C. To, że wszystkie zarzuty mogą się okazać funta kłaków warte, nikogo zdaje się nie interesować. Także i to, że choć prowadzone jest prokuratorskie śledztwo, które z pewnością uwolni księdza prałata od stawianych mu zarzutów, nie sprawia wcale, iż korzysta on z gwarantowanej konstytucyjnie i prawnie ochrony dóbr osobistych. Bezczelność i dziennikarska hucpa każą szargać jego nazwisko i wizerunek oraz wszelkie nie do przecenienia zasługi.