Ta delikatna ironia pokazuje, jak łatwo sprowadzić mistyczne doświadczenie do erotycznego, czysto fizycznego uniesienia. I odwrotnie: jak łatwo własnym pragnieniom, emocjonalnej chwiejności czy psychopatologicznym stanom przypisać Boskie pochodzenie. List, 5/2008
Pewnego dnia, gdy modliła się w samotności, zobaczyła obok siebie anioła o jasnej twarzy: „W jego rękach ujrzałam długą, złotą włócznię, a na jej żelaznym końcu wydawał się świecić ognisty punkt. Wydawało się, że przeszył moje serce kilkakrotnie, przenikając do mych wnętrzności. (...) Ból był tak ostry, że wydałam kilka razy dźwięk podobny do lamentu, ale słodycz powodująca ten ból była tak niepohamowana, że nikt nigdy nie pragnąłby jej utracić. (...) Nie był to ból ciała, ale duszy, chociaż ciało wydawało się go odczuwać bardzo intensywnie".
Te właśnie słowa stały się inspiracją dla Berniniego. Chcąc przedstawić świętą w uniesieniu, w bezpośrednim doświadczeniu Boga, artysta przenosił na marmur słowo po słowie. Opisujący rzeźbę zwracali uwagę na każdy szczegół: głowę odchylona do tyłu i lekko rozchylone usta, zdające się wyrażać równocześnie ból i rozkosz; bezwładnie opadającą rękę, nogę wysuniętą spod sfałdowanej szaty, dla uzmysłowienia, że osuwające się w omdleniu ciało rozpływa się w namiętności. Stojący obok anioł z włócznią w ręce z tajemniczym uśmiechem przygląda się konwulsjom świętej. Lewą ręką odgarnia jej szatę, by wbić w jej serce strzałę Bożej miłości. Z tyłu widać promienie - symbol Bożej Obecności. Oblubieniec i oblubienica, On i ona…
Chociaż ciało omdlewającej z rozkoszy Teresy Bernini okrył szatą, to sama jej poza uruchamia erotyczną wyobraźnię. Mistrzostwo artysty sprawiło, że rzeźba od wieków jest przyczyną sporów. Wielu widziało w niej bowiem zwykłą ekstazę erotyczną - nie dostrzegali w rzeźbie niczego poza kobietą przeżywającą orgazm. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że ekstaza duchowa nie objawia się tak samo, a przynajmniej podobnie, jak przyjemność cielesna. Człowiek jest cielesno-duchowy, dlaczego więc nie mógłby przeżywać mistycznych stanów wszystkimi swoimi zmysłami? O. Kłoczowski przywołuje genialną intuicję Simone Weil: „Robić mistykom zarzut z tego, że kochają Boga tą władzą, jaka jest przeznaczona do miłości seksualnej, to tak jakby wyrzucać malarzowi, że maluje obrazy farbami wyrabianymi z substancji materialnej. Tylko tą władzą możemy kochać, innej nie mamy". Oczywiście wątpliwości pozostaną i nadal będą podejmowane próby poszukiwania kryterium odróżniającego autentyczne doświadczenie Boga od projekcji własnych pragnień lub - nie daj Boże - działania szatańskiego. William James, amerykański psycholog, który na początku XX w. zajmował się badaniem stanów mistycznych, o zachowaniach św. Teresy napisał: „Dla umysłu lekarskiego te ekstazy oznaczają jedynie sugerowane lub naśladowane stany hipnotyczne, oparte ze strony intelektualnej na przesądzie, a ze strony cielesnej na zwyrodnieniu i histerii". Mimo dość krytycznego spojrzenia na katolickich mistyków James dostrzegał wyjątkowość stanów ekstatycznych i nie rozstrzygał arbitralnie o ich prawdziwości. Dla niego ważne było to, co z ekstaz wynika dla praktycznego działania człowieka. A wiadomo, że Teresa zdziałała w życiu niemało. Co ciekawe, „zbawienne i trwałe skutki", jako kryterium prawdziwości stanów mistycznych, były wspólne dla myśli Jamesa i św. Teresy. Taka argumentacja nie do wszystkich jednak przemawia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.