Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem, Duch jest Bogiem. Są od siebie jakoś różni, ale mimo to nie ma trzech bogów. Czyżby wiara kazała nam - wbrew logice - uznawać, że 1+1+1=1, że 3=1? List, 11/2008
W tym miejscu konieczna jest jeszcze jedna uwaga. Otóż współcześnie rozumiemy osobę przede wszystkim jako samoświadomy i wolny, a przez to autonomiczny podmiot. Bezpośrednie przeniesienie takiego rozumienia na Trójcę skutkowałoby natychmiast uznaniem istnienia trzech bogów, z który każdy posiada odrębną świadomość, wolność etc.
Starożytne pojęcie „hipostaza" miało charakter mniej psychologiczny, a bardziej metafizyczny. Pozwalało zatem mówić o trzech osobach posiadających jedną wspólną świadomość, wolność etc. Dlatego właśnie różnica między boskimi „osobami" jest nieskończenie mniejsza niż różnice między ludźmi. Ojciec, Syn i Duch mają wszystko wspólne, są tym samym we wszystkim, prócz bycia „podmiotami", czyli w praktyce prócz wzajemnego do siebie odniesienia.
więcej niż zdołamy wymyślić
Kiedy spory z arianami przygasały, pojawił się kolejny problem - niektórzy zaczęli podważać boskość Ducha Świętego (herezja zwana duchoburstwem). Właściwie dopiero teraz - trudno nie uznać, że bardzo późno - postać Ducha Świętego stanęła w centrum teologicznych sporów. Problem tożsamości Chrystusa był na tyle kluczowy, że przesłaniał niejako kwestię tożsamości Ducha.
Arianizm, stawiając radykalnie kwestię wyłączności bóstwa Ojca, najpierw implilicite, a potem już otwarcie odrzucał bóstwo Ducha. Duchoburcy, z których część uznawała wiarę Nicei, wykorzystywali niedopowiedzenie nicejskiego wyznania wiary, które w przypadku Ducha Świętego ograniczało się do jednego zdania: „wierzymy w Ducha Świętego".
Obrona Jego boskości, zapoczątkowana przez Atanazego, szła po linii argumentów z tradycji: od zawsze Duch łączony jest z Ojcem i Synem w kulcie; z Nowego Testamentu i doświadczenia Kościoła wynika, że czyni to, co może tylko Bóg (realizuje w człowieku zbawienie). Pytanie „jak to możliwe, że także Duch jest Bogiem?" nie było już tak palące - wystarczyło bowiem ponownie zastosować te same rozróżnienia co w odniesieniu do relacji Ojciec - Syn.
Spory dotyczące boskości Ducha były zatem o wiele mniej burzliwe niż te dotyczące tożsamości Syna. Niemniej konieczny był kolejny Sobór (w Konstantynopolu w 386 r.), który przeredagował i uzupełnił wyznanie z Nicei tak, by jasne było także wyznanie boskości Ducha Świętego.
Creda nicejsko-konstantynopolitańskie używamy w prawie niezmienionej formie do dziś, zatem można uznać, że pod koniec IV w. przestrzeń tajemnicy Boga Trójjedynego została wyznaczona. Wiemy, gdzie zaczynają się interpretacje, które są niezgodne z chrześcijańskim doświadczeniem (objawieniem). Oczywiście nie znaczy to, że rozwikłaliśmy tajemnicę jedności i wielości w Bogu. Raczej właśnie uniknęliśmy wtłoczenia Trójjedynego w nasze pojęcia. Opór, który stawia nam misterium Trójcy, przypomina, że Bóg jest zawsze większy od tego, co zdołamy wymyślić.
*****
ks. dr Grzegorz Strzelczyk - teolog, adiunkt w Zakładzie Teologii Dogmatycznej Uniwersytetu Śląskiego, jeden z autorów podręcznika „Dogmatyka", Warszawa 2005
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.