Prawdziwą, wielką, trwającą wiele miesięcy podróż w głąb siebie - gdzieś aż tam, gdzie świadome graniczy z nieświadomym - odbyłam jednak tylko raz. Dotyczyła ona moich relacji z matką, widzianych przez pryzmat jej sieroctwa, i była moim własnym, podpowiedzianym mi przez intuicję pomysłem. List, 2/2009
Regi
Drugą wielką tajemnicą „podziemnego dziecka" była sierota Regi. Mówiąc najogólniej, była to personifikacja pewnych cech osobowości mojej matki postrzeganych przez pryzmat jej sieroctwa; personifikacja, którą jednak przez wiele lat odbierałam jako postać realną i prawdziwą- „siedzącą" w mamie sierotę. Regi narodziła się w świecie moich emocji nagle (z początku nie miała imienia), na zasadzie emocjonalnego szoku, w chwili, gdy od mojej matki Reginy usłyszałam o niezwykle drastycznych okolicznościach, w jakich nagle przerwane zostało jej dzieciństwo.
Opowieść dotyczyła ostatnich chwil życia mojej babki, matki mamy, młodej i zawsze dotąd zdrowej kobiety, którą zabiła pierwsza w jej życiu grypa. Nieprzygotowana na to zupełnie kobieta, matka dwóch małych dziewczynek: sześcioletniej Reginki i kilkumiesięcznej Baśki, nie umiała pogodzić się ze swoim losem. Przede wszystkim nie chciała zostawić dzieci i aby oszczędzić im ciężkiego i upokarzającego losu sierot, w malignie chciała je pozabijać i „zabrać" ze sobą.
Najpierw próbowała udusić moją mamę, a konając, rzuciła szklanką w śpiącą w kołysce maleńką Basię i - co szczególnie zapamiętała moja mama - wypowiedziała słowa, które mała Reginka odebrała jak przepowiednię: kiedy Baśka dorośnie, ściągnie na starszą siostrę same nieszczęścia. Przerażona sześciolatka, nierozumiejąca nawet, co to znaczy, że jej mama umiera, najprawdopodobniej doznała wtedy silnego psychicznego urazu, który pozostawił w niej wiecznie jątrzącą się ranę. Przez całe swoje życie mama patrzyła na siostrę przez pryzmat tamtego doświadczenia.
Kiedy usłyszałam po raz pierwszy tę historię - a miałam wówczas mniej więcej tyle samo lat, co ona w chwili śmierci swojej matki - potraktowałam ją niczym baśń. Wydawało mi się, że za pośrednictwem mojej konającej babki śmierć rzuciła na jej dzieci „zły czar", który zapadł w serce Reginki i utknął tam niczym okruch z rozbitego nad jej światem krzywego zwierciadła.
Moja własna interpretacja stała się początkiem dziecięcego mitu o „strasznej" śmierci, która ukarała moją babkę i jej dzieci za to, że ta nie chciała uznać jej władzy i potęgi. Mit ten rozwijał się potem we mnie i sterował od wewnątrz moimi myślami i zachowaniami. Od początku był spychany, i to z wyraźnym udziałem świadomości, w obszary „świata podziemnego".
Mama we wszystkich swych wspomnieniach mocno idealizowała swoją matkę, a jej przedśmiertny czyn uważała za dowód wielkiej macierzyńskiej miłości, zwłaszcza do swojej starszej córeczki. Ja jednak zupełnie nie mogłam tego przyjąć i zaakceptować. Zachowanie babki było dla mnie szokujące, obalało moje wyobrażenie na temat miłości matki do dziecka. Burzyło mój porządek świata i zabierało mi podstawową gwarancję bezpieczeństwa.
Przerażał mnie czyn babki, ale także to, że mama nie widziała w nim niczego złego. Był to początek mojego silnego wewnętrznego konfliktu z matką, który podkopywał moje zaufanie do niej i wpędzał mnie w poczucie winy (winę budziło przeciwstawienie się matce). Dzisiaj mogę już powiedzieć, że narodziny w moim wewnętrznym świecie sieroty Regi - potężnego emocjonalnego symbolu mojego dzieciństwa - oznaczały dla mnie jednocześnie utratę matki takiej, do jakiej przywykłam. Osobowość mamy niejako rozpadła się w moich oczach na dwie. Jedną z nich, tę, którą w moim dziecięcym odczuciu zrodził moment śmierci jej matki, a potem ukształtowało jej „straszne" sieroctwo, z czasem nazwałam sierotą Regi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.