Po co są biedronki - czyli Pan Bóg i zwierzęta

Ludzie wszystkich epok zastanawiali się, czy świat przyrody ma jakąś wartość, czy zwierzę to tylko chodzący posiłek i materiał na okrycie, czy może coś więcej. Rozstrzygnięcie tej kwestii decydowało o losie zwierząt. List, 5/2009



Potrafiła chodzić, pływać, machać skrzydłami, a nawet „połykać" podawane jej jedzenie. Być może oglądając te cuda techniki, Kartezjusz wpadł na pomysł, że dusza wcale nie jest potrzebna ciału, bo ono, niczym automat Vaucansona, ożywia się samo. Według Platona dusza myśli i ożywia, według Kartezjusza tylko myśli, a skoro tak, to zwierzęta jej nie posiadają, bo jak sam dowiódł w „Rozprawie o metodzie", tylko człowiek myśli i jest samoświadomy. Konkluzja jest jasna: zwierzę to bezduszny automat.

Dlatego właśnie Kartezjusz kroił żywcem koty i niczym się nie przejmował. Dźwięki, które wydawały wówczas zwierzęta, były dla niego odgłosami psującego się mechanizmu, niczym więcej. Do XIX w. zwierzę -jak mówił Jan Patočka, czeski fenomenolog - było traktowane jako pożywienie, kawałek skóry na odzienie, narzędzie pracy. Jego losem nikt się nie przejmował. Ktoś kto głodził krowę, mógł się spodziewać reprymendy tylko dlatego, że marnuje dobro człowieka, cierpienie zwierzęcia było nieistotne.

Czy pojawienie się Darwina i teorii ewolucji zmieniło stosunek człowieka do zwierząt?

Ewolucjonizm jest, jak na razie, kulminacyjnym punktem wspólnej historii ludzi i zwierząt. W kulturach pierwotnych zwierzęta były podnoszone do poziomu człowieka, były tak jak on częścią sfery sakralnej. W XVII w. cały świat uległ desakralizacji, w sferze sacrum pozostał tylko człowiek. Ewolucjonizm dokonał odwrotnej operacji: zwierzęta zostawił tam, gdzie były, a człowieka sprowadził na ich poziom.

Czym szympans różni się od człowieka? Ewolucjoniści powiedzieliby, że prawie niczym. Dzięki ewolucjonizmowi, a przede wszystkim za sprawą Konrada Lorenza, austriackiego biologa i etologa, zaczęto ponownie odkrywać zwierzęta jako czujące i myślące istoty. Kartezjusz byłby zaskoczony nie tylko bardzo złożoną uczuciowością zwierząt, ich zdolnościami poznawczymi, ale przed wszystkim tym, co można by nazwać ich samoświadomością.

„Myślę, więc jestem" powiedziałby zatem nie tylko Kartezjusz, ale i szympans?

Naczelne nie mają na tyle rozwiniętych strun głosowych, żeby wyartykułować tak skomplikowaną frazę. Wymyślono jednak sposoby, żeby ominąć tę niedogodność. Przykładowo kilkanaście lat temu powstał tzw. test Gallupa, który pozwala ustalić, w jakim stopniu zwierzęta są samoświadome. Polega on na tym, że przedstawicielowi jakiegoś gatunku pokazuje się lustro i pozwala mu się z nim oswoić.

Kiedy to nastąpi, lustro się zabiera. Gdy zwierzę zaśnie, opiekun nakleja mu na czole lub na policzku krzyżyk z czerwonej taśmy. Po przebudzeniu powtórnie stawia się przed zwierzęciem lustro. Jeśli będzie próbowało zedrzeć taśmę, coś z nią zrobić, oznacza to, że rozpoznaje w lustrze swoje odbicie, a zatem, podobnie jak człowiek, ma świadomość swej odrębności. Test Gallupa pozytywnie przechodzi szympans i delfin, niektórzy twierdzą- choć istnieją tu pewne wątpliwości - że również słoń.

Czy to znaczy, że samoświadomość jest cechą tylko gatunków stojących na szczycie drabiny ewolucyjnej?

Wszystko na to wskazuje. Choć czasami zwierzęta mniej zaawansowane ewolucyjnie są bardziej wyrafinowane niż te stojące wyżej. Żadna z małp nie może pochwalić się umiejętnością odczytywania intencji, ale kruki i psy jak najbardziej. Pies potrafi spełnić oczekiwania swojego pana, nawet jeśli ten nie wydał mu żadnego polecenia. Pamiętam taką sytuację sprzed dwudziestu lat, kiedy byłem na wakacjach u mego ojca w Bieszczadach.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...