Rok wydania: 1932. Już rzut oka na spis treści pozwala zauważyć, że dzięki niej można zapoznać się nie tylko z teologią i obchodami świąt tak znanych jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc, ale również z innymi, np. wspomnieniami mniej lub bardziej popularnych świętych. List, 6/2009
Wielka Sobota
„W Wielką Sobotę rano jeden z członków rodziny idzie do kościoła, gdzie odbywa się ceremonia święcenia wody, aby przynieść do domu zapas wody świeżo poświęconej.
Około południa odbywa się ceremonia święcenia potraw. W parafjach wiejskich jeżdżą księża po wsiach, wstępując do dworów, gdzie święcą najpierw święcone wieśniaków, które ci przynoszą w koszach, przed dworem, a potem pańskie suto zastawione stoły. W mieście zanoszą wszyscy w koszykach jajka gotowane, kawałek kiełbasy, ser, masło, ubrane barwinkiem lub bukszpanem, przed kościół, gdzie ksiądz święci przyniesione pokarmy".
Dziadek: Na Śląsku Cieszyńskim wszystkie obrzędy miały swoje nazwy. Ognisko, które teraz pali się przed kościołem, u nas nazywało się paleniem Judasza. Miało to miejsce zwykle przy cmentarzu, który wtedy był zawsze blisko kościoła.
U nas - za moich młodych czasów, przed II wojną (ok. 1925 r.) - nie było święconego. Ale był
taki zwyczaj, że piekło się chleb z mąki pszennej. A do bochenka chleba, przed pieczeniem, kładło się boczek i kiełbasę. Wędlina puszczała soki i był odpowiedni smak.
Pani Elżbieta: Przypominam sobie, że na święta musiało być pieczone specjalne ciasto drożdżowe, które się nazywało „murzyn". Był to placek, na którym tradycyjnie kładło się kiełbasę, choć to zależało też od zamożności domu. Zazwyczaj robiono kiełbasę domową. Do środka wkładało się jeszcze kawałek boczku. To się przykrywało drugim kawałkiem ciasta i piekło się. W pierwsze święto żeśmy się tym częstowali. Mówiliśmy, że to „murzyn" - bo schowana w nim kiełbasa była czarna.
Mieszkaliśmy daleko od kościoła i nie pamiętam, żebym chodziła ze święconką. Nie było tego u nas w Marklowicach. Na Mszę musieliśmy iść aż do Zebrzydowic, a to była Wielka Sobota i dużo roboty, więc chyba z koszyczkiem nie szliśmy. Nie pamiętam święconki.
Na pewno jajka się gotowało i robiło tego „murzyna". I baranka z ciasta się piekło. Babcia miała taką specjalną formę z przykrywką, żeby baranek z niej „nie uciekł". Robiło mu się rodzynkowe oczy, chorągiewkę dawało, cukrem pudrem posypało. Stał ten baranek przez całe święta i nie można go było jeść, dopiero potem, za parę dni.
Niedziela Wielkanocna
„W Niedzielę Wielkanocną, kto może, śpieszy wczesnym rankiem na Rezurekcję, w czasie której rozlegają się od czasu do czasu strzały przed kościołem oznajmiające zmartwychwstanie Pańskie, znajomi witają się życzeniem »Świąt Weso-łych« i każdy wraca śpiesznie do domu, gdzie go czeka tradycyjne święcone.
Starym zwyczajem najstarszy z rodziny dzieli się ze wszystkimi jajkiem święconem, poczem zaprasza do obficie zastawionego stołu. W dniu tym nie podaje się, prócz rosołu, gotowanych potraw, ze względu na służbę, której po mozolnych przygotowaniach świątecznych, należy się dobrze zasłużony wypoczynek".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.