A może nie powinno się w ogóle mówić o pobożności ludowej, a jedynie o ludowych formach pobożności, która w swym zasadniczym wymiarze jest wspólna zarówno wykształconym, jak i niewykształconym członkom Kościoła? List, 6/2009
Wszystko to, co składa się na nasze rozumienie pobożności ludowej, wydaje się mieć swoje korzenie w średniowieczu: kult relikwii, świętych obrazów, pielgrzymki do sanktuariów, opowieści o cudach i objawieniach, rozmaite nowenny, koronki, procesje… Z tej perspektywy moglibyśmy uznać, że cała średniowieczna pobożność jest pobożnością ludową par excellence. Prawda jest zupełnie inna
W średniowieczu wszelka kultura, również religijna, była głęboko elitarna - zwłaszcza w okresie wczesnym i klasycznym tej epoki, a więc po kres XIII w. Tworząca kulturę religijną elita była w owym czasie bardzo wąska w stosunku do ogółu niewykształconych i w przeważającej części niepiśmiennych wiernych wszelkiego stanu. To z kolei nakazuje nam szczególną ostrożność w stosunku do przyjętej definicji „ludu" i „ludowości".
Mimo silnego zhierarchizowania społeczeństwa średniowiecznego w sferze religii, lud, populus christianus, oznacza bowiem całość wiernych, anonimowy tłum świeckich należących do warstwy zarówno szlacheckiej, jak i mieszczańskiej czy chłopskiej. Mówiąc zatem o kulturze ludowej, nie możemy zawężać jej do jednej warstwy społecznej. Wypada rozumieć ją jako kulturę nie-elitarną, wspólną ogółowi.
Dla Izydora z Sewilli, autora słynnych „Etymologii", słowa laicus i popularis to synonimy. I istotnie, francuskie słowo laic, (świecki), pochodzi od greckiego słowa laikos (ludowy, pochodzący z ludu), które jest przeciwieństwem klerikos (związany z instytucją religijną). W ustach człowieka Kościoła słowo to szybko nabiera pejoratywnej konotacji: laic (fałszywa etymologia wskazuje jako źródło słowo lapis, kamień) jest nieukiem i ignorantem (stąd polskie słowo „laik" w znaczeniu człowieka nieznającego się na danej materii), w odróżnieniu od uczonego klerka.
kamienny mózg laika
Średniowieczny klerk na ogół zasklepia się w swym poczuciu intelektualnej wyższości; w jego opinii bowiem illiteratus jest niezdolny do przyjęcia jakiejkolwiek kultury religijnej. Jednocześnie jednak obowiązkiem ludzi Kościoła jest duszpasterska troska o nauczanie wiernych. Ogranicza się ono początkowo do wygłaszania pod ich adresem nakazów i zakazów - wszak „kamienny" mózg laika i tak nie jest w stanie pojąć subtelności teologicznych i ewangelicznych alegorii.
Jedynie kazania bywają wygłaszane w języku narodowym (już w IX w. biskupi zgromadzeni na synodzie w Tours zalecają kaznodziejom tłumaczenie kazań), czasami inkrustowane umoralniającymi exemplami, krótkimi historyjkami, których celem jest przede wszystkim przestraszenie grzesznika surowymi konsekwencjami występku - zarówno w życiu doczesnym, jak i przyszłym.
Lęk jest zresztą tym, co dominuje w duchowości owego czasu. Lęk przed drugim człowiekiem, przed niepojętą naturą i wrogimi siłami przyrody, przed tym, co przyrodzone i nadprzyrodzone, przed rozmaitymi plagami rozumianymi jako kary, przed Bogiem postrzeganym jako nieubłagany sędzia, przed szatanem ciągle zastawiającym pułapki na człowieka. Źródłem owego lęku jest w ogromnej mierze niewiedza, dotycząca zarówno spraw ziemskich, jak i duchowych.
Głębokiemu, ale niejasnemu poczuciu ludzkiej grzeszności towarzyszy niezrozumienie sakramentów i nauki Kościoła. Tajemnice wiary są podwójnie tajemnicze, bo wyrażane niezrozumiałą dla prostych wiernych łaciną. Tak jak trudno przeniknąć zakusy diabelskie, tak trudno zrozumieć, czego Bóg oczekuje od człowieka. W obliczu czyhających zewsząd zagrożeń jawi się On jako tajemnicza siła, w której mocy jest człowieka zniszczyć lub ocalić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.