„Niech Polonia semper fidelis zachowa wiarę ze swą katolicką tożsamością i tradycją, odnosząc jednocześnie sukces w swej integracji z Europą, stając się ‘normalnym’ krajem europejskim. Być może religijna, nowoczesna Polska mogłaby zmusić zsekularyzowanych Europejczyków do przemyślenia na nowo swych świeckich założeń." Idziemy, 27 maja 2007
Przestrogą na tej drodze mogą być doświadczenia innych krajów zachodnich, w których jeszcze niedawno katolicyzm był bardzo żywotny, a dziś przeżywają one głęboki kryzys religijny: Holandii, Irlandii i Hiszpanii. We wszystkich tych państwach wzrostowi dobrobytu towarzyszyła postępująca sekularyzacja. Czy był to proces nieuchronny? Przykład Stanów Zjednoczonych, kraju najbardziej na świecie zaawansowanego technologicznie a zarazem niezwykle rozbudzonego duchowo, pokazuje, że jest możliwe pogodzenie nowoczesności z religijnością. O kryzysie Kościoła w tych państwach zadecydowały więc inne przyczyny.
U źródeł zapaści katolicyzmu w Holandii, gdzie jeszcze pół wieku temu było najwięcej powołań misyjnych, zadecydowały błędne interpretacje Soboru Watykańskiego II oraz reformy postępowych teologów w duchu wyimaginowanego Vaticanum Tertium. Polski Kościół tego zagrożenia uniknął dzięki mądrej postawie prymasa Stefana Wyszyńskiego i nie wydaje się, aby tego typu niebezpieczeństwa były obecnie realne.
Skąd przyjdzie wiosna?
Inaczej sprawa ma się z Irlandią nazywaną jeszcze do niedawna bastionem katolicyzmu w Europie. Tam gwałtowna sekularyzacja nastąpiła zaledwie kilkanaście lat temu. W 1997 r. z powodu braku powołań kapłańskich musiano zamknąć pięć z siedmiu istniejących seminariów duchownych. Przyczyną nagłego załamania się zaufania wiernych do księży było ujawnienie skandali pedofilskich i homoseksualnych z udziałem kapłanów. Co szczególnie istotne, świeckich bardziej niż owe czyny lubieżne zbulwersowało ich ukrywanie przez hierarchię, która przez lata tuszowała obyczajowe skandale. Taka postawa irlandzkich biskupów zachwiała wiarygodnością Kościoła i przyniosła katolicyzmowi w tym kraju ogromne straty.
Z jeszcze innego rodzaju zagrożeniami mieliśmy do czynienia w Hiszpanii, która z kraju katolickiego za rządów generała Franco przekształciła się dziś w państwo przodujące we wprowadzaniu lewackiego i antychrześcijańskiego prawodawstwa. U źródeł tych zmian leży z jednej strony istnienie silnego, ugruntowanego historycznie obozu antyklerykalnego, z drugiej zaś słabość tamtejszego katolicyzmu w sferze społecznej. Poprzez sojusz tronu z ołtarzem Kościół złożył niegdyś na ramiona państwa obowiązek troszczenia się o obecność religii w sferze publicznej. W ten sposób odzwyczajono hiszpańskich katolików od aktywności społecznej, przerzucając to zadanie na władze państwowe. Kiedy upadł frankizm i nastała demokracja, a wraz z nią wolny rynek idei, okazało się, że hiszpańscy katolicy, zarówno księża jak i świeccy, są zupełnie nieprzygotowani do publicznej obrony swej wiary. Naprzeciw siebie mieli zaś zdeterminowanych antyklerykałów, którzy dobrze wiedzieli, że bój o „rząd dusz” rozgrywa się głównie w sferze kultury i którzy poruszali się w tej sferze jak ryby w wodzie.
W Polsce do podobnego starcia o kształt duchowy państwa doszło po upadku komunizmu, zwłaszcza w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych minionego wieku. Polski katolicyzm okazał się lepiej przygotowany na to wyzwanie niż katolicyzm hiszpański. Ponieważ u nas przez ostatnie wieki nie tylko nie było sojuszu tronu z ołtarzem, a nawet Kościół był prześladowany, najpierw przez zaborców, a później przez okupantów – siłą rzeczy wymuszało to większe zaangażowanie, pomysłowość i zaradność katolików, w tym także świeckich. To doświadczenie duchowe bycia w opozycji, opierania się naciskom i samoorganizacji przydało się polskiemu Kościołowi także później, w starciu ze światopoglądem lewicowo-liberalnym.