Jezus w nauczaniu Ratzingera

Kardynał Joseph Ratzinger powiedział kiedyś, że jego misją jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary jest ochrona wiary prostych ludzi przed teologami. W książce „Jezus z Nazaretu”, już jako papież, zdaje się bronić wiary przed niektórymi biblistami. Idziemy, 1 lipca 2007




Tego typu kontrowersja dotyczy w dużej mierze naszych relacji z wyznawcami judaizmu. W latach 20. i 30. ubiegłego stulecia, za sprawą takich żydowskich myślicieli jak Martin Buber i Franz Rosenzweig, pojawiła się koncepcja o judaizmie i chrześcijaństwie jako dwóch równoległych drogach zbawienia. Głosi ona, że nie-Żydzi, jeśli chcą dojść do Ojca, mogą czy nawet muszą iść przez Syna; natomiast Żydzi nie muszą ani nie powinni tego robić, ponieważ zawsze byli i pozostają z Ojcem. Ta koncepcja w pewnej mierze przesądziła o strategii dialogu, a przeniesiona na grunt chrześcijański, zaowocowała twierdzeniem, że Jezus jest do zbawienia koniecznie potrzebny wszystkim – oprócz Żydów. Oczywiście, w następnej kolejności także wyznawcy innych religii mogliby znaleźć dla siebie różne furtki usprawiedliwienia. Ale nie to jest najważniejsze! Najważniejsze jest, że tego typu koncepcja odrywa chrześcijaństwo od jego starotestamentowego podglebia i czyni je właściwie zbędnym.

W swej książce Benedykt XVI pozostaje bliższy raczej temu nurtowi uprawiania teologii, który odwołuje się do św. Augustyna niż do św. Tomasza.

To prawda. Jest to sposób dochodzenia do Boga poprzez ogląd samego siebie, swojego wnętrza i głęboko osobiste spotkanie z Bogiem. Trzeba jednak dodać, że jeszcze jako kardynał zdecydowanie podkreślał, że nie wolno odrzucać tradycji Tomaszowej, która kładzie nacisk na poznawanie Boga za pomocą świata, w którym żyjemy i który nas otacza.

Książka Benedykta XVI to próba zrozumienia i opisania jego osobistego spotkania z Chrystusem. Papież napisał we wstępie, że jest ona owocem jego długiej wewnętrznej drogi. Drogi rozumianej nie tylko jako rezultat wielu lat żmudnych studiów, lektur i niepospolitej sprawności intelektualnej, ale przede wszystkim jako owoc ustawicznego pogłębiania swojej wiary i zbliżania się do tajemnicy Boga, który jest Ojcem, i Synem, i Duchem Świętym. Jest to więc dojrzały plon trwającego przez całe życie „szukania oblicza Pana”. Papież jakby chce się wmieszać w tłum otaczający Jezusa i opisać Zbawiciela takim, jakim Go widzi i przeżywa. Przygląda się Mu uważnie i równie uważnie wsłuchuje się w Jego słowa. Przyjmuje je z życzliwością i zaufaniem. Nie jest chłodnym i podejrzliwym myślicielem, który zaczyna wszystko od początku i wymaga od Jezusa, by się wobec niego uwiarygodnił. Jest świadkiem wiary w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego oraz stara się tę wiarę uzasadnić i pogłębić.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...