– Najpiękniejszych spowiedzi, takich po 10–20 latach, słuchałem w więzieniu – mówi ks. prał. Paweł Wojtas, asystent kościelny Stowarzyszenia Ewangelicznej Pomocy Więźniom Bractwo Więzienne. Organizacja właśnie obchodzi jubileusz 15-lecia. Idziemy, 27 kwietnia 2008
To zupełnie inna praca niż w parafii. – Często myślałem, co z tymi, którzy nie szukają Pana Boga, a kiedy słyszą słowo „ksiądz” budzą się w nich najgorsze odruchy – mówi ks. Wojtas. – Odpowiedź otrzymałem dość szybko. – Pamiętam, zostałem posłany do pracy w małym mieście. Był wrzesień. Szedłem ulicą i w pewnej chwili usłyszałem za sobą huk tłuczonego szkła i szczęk metalu. Młody chłopak wjechał samochodem w ciężarówkę. Odbił się od koła i uderzył w idącą chodnikiem dziewczynę. Wokół leżącej we krwi ofiary zebrała się grupa ludzi. Widząc pijanego sprawcę, chcieli na miejscu wymierzyć karę. Zacząłem krzyczeć: „Ludzie, co wy robicie. Nie można dokonywać samosądu”. Posłuchali, może dlatego że byłem w sutannie – opowiada ks. Wojtas.
W najbliższą niedzielę po wypadku ks. Wojtas odprawiał w więzieniu Mszę św. Do kapłana podszedł „znajomy” chłopak, sprawca wypadku. Zaczął płakać. - W więziennej subkulturze takie zachowanie jest bardzo źle przyjmowane. Tam przed kolegami każdy udaje twardziela. Ale dla mnie było wyrazem autentycznej, nieudawanej reakcji człowieka cierpiącego – opowiada ks. Wojtas. 19-latek opowiedział tragiczną historię swojego życia. Ojca nie znał. Matka kolejne noce spędzała z kolejnymi mężczyznami. W tym samym pokoju, w którym przebywała dwójka jej dzieci. Kłótnie i bójki nie były rzadkością.
– Ten chłopak bardzo szczerze opowiadał, że kradł, by kupić sobie dżinsy i wyglądać jak jego koledzy. Bo na alkohol w domu zawsze były pieniądze, na ubranie dla dzieci nie starczało. Kiedy zaczął dorastać, próbował wyrzucać z domu kolejnych „wujków”. Tak było i feralnego dnia, kiedy zdarzył się wypadek.
Rozpocząłem pracę z tym chłopakiem. Od tamtego czasu minęło kilka lat. Wyszedł z więzienia, ożenił się, ma dzieci. Kiedy się spotykamy, zawsze jest mi bardzo wdzięczny – opowiada ks. Wojtas. Jak mówi, kolizja z prawem to skutek wychowania w dysfunkcyjnych rodzinach. Najtrudniejsze przypadki osób w więzieniu to ci, którzy nie mieli więzi emocjonalnych z rodzicami.
Podobnych historii osób, którym pomogli wolontariusze z Bractwa Więziennego, można by opowiadać wiele. – Jesteśmy w 60% więzień w Polsce – mówi Bernardyna Wojtkowska, od 13 lat prezes Stowarzyszenia Ewangelicznej Pomocy Więźniom Bractwo Więzienne. Organizacja zarejestrowała swoją działalność w 1993 r. Powstała z inicjatywy ks. prał. Jana Sikorskiego, pierwszego kapelana więziennego. – Pamiętam, jak ks. Sikorski przyszedł do naszej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Mieliśmy spotkania przy kościele św. Marcina w Warszawie. Zapytał, czy znalazłyby się osoby chętne do pracy duszpasterskiej w więzieniach. Do chwili obecnej wydaliśmy 709 legitymacji członkowskich – mówi Bernardyna Wojtkowska.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.