Nowy impuls dla Adopcji Serca przyszedł z Afryki Centralnej, po okrutnej rzezi sprzed 10 lat. Wymordowano wtedy wielu dorosłych i zostały osamotnione dzieci. W pierwszym momencie przygarnęły je inne afrykańskie rodziny. Ale one same miały problemy z przetrwaniem. Idziemy, 22 czerwca 2008
Na czym polega idea Adopcji Serca?
Adopcja „na odległość” znana była od wielu lat i ze zmiennym szczęściem stosowana w wielu krajach. Wspomnę choćby śp. o. Mariana Żelazka SVD z Puri w Indiach, który ją stosował przed laty, choć ostatecznie zrezygnował z powodu nadmiernej troskliwości rodziców adopcyjnych, którzy potrafili przyjeżdżać do jego ośrodka i wyróżniać swoje dzieci. Nasz ruch nawiązał bezpośrednią współpracę z ośrodkiem założonym w Indiach w Jeevodaya przez o. Mariana Wiśniewskiego SAC, prowadzonym potem przez dr Helenę Pyz. Najpierw adoptowaliśmy dzieci właśnie stamtąd. Nowy impuls dla Adopcji Serca przyszedł z Afryki Centralnej, po okrutnej rzezi sprzed 10 lat. Wymordowano wtedy wielu dorosłych i zostały osamotnione dzieci. W pierwszym momencie przygarnęły je inne afrykańskie rodziny. Ale one same miały problemy z przetrwaniem. Polscy misjonarze, którzy nie opuścili wtedy Afrykańczyków, zaczęli szukać rozwiązania. Nie chciałbym do końca wypowiadać się co do tego, kto „ojcował” tej Adopcji, ale z naszej strony zainicjował ją i ujął w karby organizacyjne Wojciech Zięba z Gdańska. Na pewno uczestniczył w tym śp. ks. Stanisław Kuraciński SAC, człowiek o bardzo szerokich horyzontach i otwartości w działaniu. Zapewne o tej formie pomocy wiedział też z racji swojej koordynującej funkcji ks. Henryk Hoser, ówczesny administrator apostolski Rwandy, dziś ordynariusz warszawsko-praski.
Jak dzieło adopcji funkcjonuje w praktyce?
Adopcja Serca, to cały łańcuch ludzi dobrej woli, który składa się przynajmniej z czterech ogniw. Pierwszym są faktyczni afrykańscy rodzice adopcyjni, którzy przygarniają dzieci pomimo własnej biedy. Drugim są misjonarze, księża i siostry, którzy gromadzą informacje o dzieciach i dopilnowują dystrybucji pomocy z Polski. Robią to kosztem wielkiego nakładu pracy. Trzecim ogniwem jesteśmy my, wolontariusze Ruchu Maitri, ale nie tylko, bo przecież w tej chwili adopcją tego typu zajmuje się już szereg różnych organizacji. To ogniwo zajmuje się tworzeniem i organizacyjnym podtrzymywanie zaplecza Adopcji w Polsce. A czwartym ogniwem są oczywiście rodzice adopcyjni, którzy dzielą się swoimi środkami materialnymi, a także znajdują czas na korespondencję z dziećmi w Afryce, co jest niezmiernie ważnym elementem w tym kontakcie. O tym, że adopcja tego typu jest dosyć powszechną formą działania również poza naszym krajem, niech zaświadczą słowa Jana Pawła II, który w Evangelium Vitae napisał: "Szczególnie wymownym znakiem solidarności między rodzinami jest adopcja. Wśród różnych form adopcji warto zalecić także adopcję na odległość Ten typ adopcji (...) nie łączy się z koniecznością wyrwania ich (dzieci – przyp. red.) z naturalnego środowiska".
Czy spotykacie się Państwo z opiniami krytycznymi wobec pomocy dzieciom z Afryki czy Azji, bo „u nas w Polsce tyle biedy i niedożywienia”. Co wtedy odpowiadacie?
Oczywiście, że tak i to bardzo często. Z jednej strony sądzę, że takie postawy wynikają z niezałatwienia wielu spraw związanych z edukacją lub dostępem do służby zdrowia w Polsce. Stąd pierwszy i słuszny odruch – pomóżmy najpierw naszym dzieciom. Z drugiej strony jest to także pokutująca wciąż niewiedza na temat przepaści, jaka istnieje między życiem u nas a życiem w innych bardzo biednych krajach. Istnieje wreszcie jeszcze jedna przyczyna, którą trzeba wprost nazwać – jest to ludzki egoizm. Bo najczęściej te osoby, które formują wspomniane wyżej hasła, same nikomu nie pomagają ani w Afryce, ani w Polsce. Każdy z nas ma jedno serce. I albo widzi problemy u nas w kraju i na zewnątrz, albo nie widzi ich nigdzie. Pragnę podkreślić, że według naszego rozeznania wśród naszych rodziców adopcyjnych przeważają osoby średnio zamożne. Takie najchętniej dzielą się z innymi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.