Czuję się tak, jakby dwukrotnie darowano mi nowe życie. Pierwszy raz, kiedy wyszedłem z pożaru. Drugi, kiedy udało mi się przeżyć leczenie – mówi Krzysztof Ziemiec. Idziemy, 21 września 2008
Mieszkali w niewielkim 44-metrowym mieszkaniu na osiedlu nauczycielsko-doktorskim. Mama stomatolog, tata inżynier. – Z bratem każde święta spędzaliśmy z rodziną. Nawet kiedy koledzy wyjeżdżali na narty, ja dojeżdżałem do nich dopiero po kilku dniach – opowiada Krzysztof Ziemiec. Rodzice dawali dzieciom przykład uczciwie wykonywanej pracy. Drugim wzorcem byli przełożeni z Hufca im. Szarych Szeregów na Mokotowie. – Szczep im. Ziutka Szczepańskiego, poety z Szarych Szeregów, zastęp im. Orląt Lwowskich, nieprzesiąknięty PRL-owską ideologią – mówi Krzysztof Ziemiec. – Harcerstwo kształtowało nas w duchu patriotyzmu, poświęcenia, szacunku dla innych, w kulcie historii. Uczyło męstwa. Sami musieliśmy budować obozowisko, prycze. Do dziś wiem, jak nocą poruszać się po lesie, jak znaleźć drogę, patrząc na jasne prześwity w koronach – opowiada.
Jest przykładem dziennikarza, który nie pnie się po stopniach kariery za wszelką cenę, kosztem innych. Przy swojej pozycji, jako znany i ceniony dziennikarz, do TV Puls mógł przychodzić jak gwiazda. Ale pracował na równi z innymi, w święta i dni wolne, pomagając szkolić się wchodzącym w zawód kolegom. Kiedy skończył Politechnikę Warszawską, jako doradca techniczny jeździł po kraju, kontrolując stacje uzdatniania wody, wytwórnie papieru, kopalnie węgla. – Dla mnie praca musi być jednocześnie pasją – mówi Krzysztof Ziemiec. Zrezygnował z dobrego stanowiska i możliwości awansów. Skończył studia dziennikarskie i dostał się do radiowej Trójki – stacji, której z pasją słuchał od dzieciństwa. – Tam przekonałem się, że dziennikarstwo może być służbą dla innych. Cieszyłem się, kiedy wstawałem o 4 rano do pracy – mówi dzisiaj. Potem była praca w telewizji: TVN 24, TVP 1, TVP 2, a w końcu TV Puls. Wielokrotnie podkreśla, że by móc tak pracować, trzeba mieć wspaniałą żonę, wyrozumiałą, mądrą i cierpliwą kobietę, jaką jest właśnie jego żona, Danuta Ziemiec.
Czy dzisiaj ma żal do Pana Boga, do żony, do siebie z powodu pożaru i jego następstw? – Nie! – zaprzecza stanowczo. – Wciąż staram się zrozumieć, co Bóg chciał mi przez to wydarzenie powiedzieć – dodaje. Nie musiał zmieniać w swoim życiu systemu wartości, którymi żyje od lat. – Sam wcześniej narzucałem sobie drobne umartwienia, na przykład nie zjadałem czegoś w danej chwili, chociaż byłem bardzo głodny. Cierpienie raczej mnie wzmocniło. Teraz widzę, jak kruche jest życie i jak trzeba być przygotowanym, że dzień dzisiejszy może być ostatnim dniem życia. Już w domu podszedł do mnie Franio (3 lata) i zapytał: „Tato, czy musiałeś wchodzić w ten ogień. Nie mogłeś stanąć obok?". – Nie mogłem postąpić inaczej – mówi Krzysztof Ziemiec. – To było naturalne, że muszę ratować najbliższych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.