Dlaczego ksiądz Zązel nie ceni „świeckich wysiłków na alkoholowym froncie”? Być może dlatego: „Każda gmina w Polsce ma obowiązek rozwiązywać problemy alkoholowe. Ale cały system oparty jest na ryzykownej logice: im więcej się w danej gminie sprzeda alkoholu, tym więcej jest pieniędzy na walkę z nałogiem”.
„Od 20 lat tradycję picia próbuje zmienić proboszcz z pobliskiej Kamesznicy ks. prałat Władysław Zązel. Poglądy na alkohol ma surowe jak przystało na diecezjalnego duszpasterza trzeźwości. - Mówi się, że alkohol jest dla ludzi, ale on przecież często staje się więzieniem. Alkohol to substancja chemiczna, jak narkoza. Kto z nim eksperymentuje, popada w uzależnienie” - pisze Jarzy Danielewicz w Polityce (nr 30 z 26 lipca 2008) w artykule „Twardziej z miękkonogim”.
Dalej czytamy: „W 1986 r. zapoczątkował wesela bez alkoholu. Kto chciał, żeby mu ks. Zązel udzielił sakramentu, musiał podpisać, że pić nie będzie. W specjalnej księdze jest prawie 200 wpisów. Księdza denerwują pytania, czy to prawda, że takich wesel jest coraz mniej. I że bezalkoholowe są one tak naprawdę do północy. Jak ksiądz wychodzi z sali, goście wyciągają butelki. Albo się napijają przed wejściem na salę balową. - Odbywa się to z mniejszą czy większą doskonałością, aleja ich cenię za to, że oni chcieli chcieć. Nawet jak do północy zachowają wstrzemięźliwość, to już jest sukces.
Ksiądz Zązel nie bardzo docenia świeckie wysiłki na alkoholowym froncie. Walczą z tym alkoholizmem, powiada, ale nic się nie robi, żeby utrudniać dostęp do alkoholu, tu brak logiki. W wielu krajach alkohol można kupić od 21 roku życia, u nas nie. Tragedią młodych jest to, że o alkoholu wiedzą tak mało, a starych - że wiedzą tak dużo, ale tak późno”.
Dlaczego ksiądz Zązel nie ceni „świeckich wysiłków na alkoholowym froncie”? Być może dlatego: „Każda gmina w Polsce ma obowiązek rozwiązywać problemy alkoholowe. Ale cały system oparty jest na ryzykownej logice: im więcej się w danej gminie sprzeda alkoholu, tym więcej jest pieniędzy na walkę z nałogiem”.
Również w Polityce rozmowa z rabinem Shalomem Ber Stamblerem, przedstawicielem organizacji religijnej i nurtu filozoficznego Chabad Lubawicz, twórcą jesziwy w Warszawie. „Przyjazd tutaj potraktowałem jako nakaz Miszny. Chasyd jest chasydem nie dlatego, że ma brodę, nosi kapelusz czy jada koszerne posiłki. Chasyd jest chasydem, bo on ma Rebe, przewodnika. Rebe łączy ludzi z Bogiem. Jak Rebe wskaże drogę, powie, że trzeba nią iść, to nią podążam” - wyjaśnia 26-letni rabin. I opowiada: „Kilka dni temu odwiedziła nas z wizytą domową lekarka z prywatnej przychodni. Kiedy otworzyłem jej drzwi, od razu miałem poczucie, że jest Żydówką. Zapytałem, czy ma jakieś żydowskie korzenie? Tak, odpowiedziała, moja mama była Żydówką. Wedle naszego prawa, jak matka jest Żydówką, to i dzieci są Żydami. Lekarka wspomniała, że rzadko bywa i pracuje w tej dzielnicy, bo daleko mieszka. Do tej pory nie miała okazji spotkać rabina.
My mamy taką wiarę, która zakłada, że Bóg nie tylko kreuje świat, ale każda konkretna rzecz, każde spotkanie między ludźmi pochodzi od niego. Ta rozmowa z lekarką to też nie był przypadek. Nawet gdybym ją spotkał na zewnątrz, przypadkowo, to też nie byłby przypadek. Tak Bóg chce”.
Pytany o relacje polsko-żydowskie stwierdza: „Przez tysiąc lat byliśmy bardzo blisko siebie. Tego nie da się skasować ani wymazać. Kiedyś Polska to było centrum żydostwa, centrum Tory. Na każdym rogu ulicy stała synagoga, wszędzie można było spotkać i tych ortodoksyjnych, i tych mniej ortodoksyjnych Żydów. Tutaj robili interesy, modlili się, zakładali rodziny, tańczyli. To co było, to było wszystko, a to co jest teraz, to jest nic. Tutejsi Żydzi nie umieją nawet czytać po hebrajsku, ale my chabadnicy jesteśmy optymistami”.
Rabin Stambler nie ma jednak wątpliwości: „Żydzi, poza nielicznymi przypadkami, jako społeczność nie wrócą do Polski”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.