Czy w sprzeciwie Herberta wobec krytyków zarzucających mu pesymizm nie ma wyraźnego podkreślenia własnej osobności w kulturze zdominowanej przez artystyczną postawę manifestowania obolałego "ja", postawę zawsze przecież prowadzącą do sytuacji "mnożenia rozpaczy"? Ethos, 84/2008
Przekroczenie zainteresowania sobą okazuje się dla Herberta poezjotwórcze.
Kontemplacja rzeczywistości kształtuje w człowieku wrażliwość i subtelność. Uczy go słyszeć półtony i dostrzegać światłocienie. Esej o Duysterze kończy się pochwałą takiej wyczulonej na różnorodność świata postawy: "Odrębny od innych twórców swego czasu mówi własnym głosem, ściślej, półgłosem, często szeptem, co w pewnym stopniu tłumaczy, że nie został zauważony przez tych, którzy pojmują tylko ostentację, dosłowność, a wszystkie niuanse dla tych grubych uszu są niezrozumiałe"[20].
Niechęć do ostentacji i dosłowności w sztuce łączy się u Herberta z nieufnością do stadnych zachowań. W eseju Zdobycie Bastylii mówi on w mocnych słowach o żywiole tłumu: "Tłum, masa, lud - siła elementarna, niedająca się usidlić ani wodzom, ani wyobraźni, posłuszna tylko demagogom. Potwór cierpliwy i gwałtowny, tępy i obdarzony geniuszem improwizacji, okrutny i wielkoduszny"[21].
Z pewnością subtelności malarstwa Duystera umknęłyby uwadze widza kierującego się podpowiedziami demagogów, którzy bez trudu odnaleźliby w jego obrazach godną potępienia pochwałę burżuazyjnego przepychu.
Czy obawa przed gustem tłumu poddającego się demagogom nie współgra u Herberta z niechęcią do ostentacyjnego subiektywizmu? Czy to nie taka właśnie sztuka - nadmiernie ekspresywna i dosłowna - podoba się masom? Czy do jej akuszerów i propagatorów nie można odnieść ciętej uwagi Herberta o krytykach Duystera, dla grubych uszu których wszystkie niuanse są niezrozumiałe?
Herbertowa niechęć do tłumu i masy nie jest jednak ani arystokratyzmem, ani tym bardziej parnasizmem. W rozmowie z Adamem Michnikiem odnosi się poeta z pełnym zrozumieniem do tak zwanych zwykłych ludzi: "Ja jestem za zwykłym szczęściem tak zwanych zwykłych ludzi. […] Dajmy im szczęście, wiesz, mieszkanie, ich zwykłe rozrywki. Ja zresztą nie mówię «oni», bo ci «oni» są także we mnie, to jest także moja potrzeba. Nie zmuszajmy ich do wielkich czynów, wielkiego lotu. Będzie potem gorycz, że są tacy zwykli, a my tu się staramy pchać historię na wyżyny"[22].
Nie pogardza zatem Herbert tym, co w człowieku przyziemne i zwyczajne. Cała sfera ludzkiej cielesności nie budzi nieufności poety. Ciało traktuje on raczej jako mądrego doradcę powstrzymującego przed uleganiem utopijnym ideom szkodzącym człowiekowi. W jednej ze swoich najważniejszych rozmów - z Renatą Gorczyńską - mówi Herbert o ciele wyłącznie pozytywnie: "Ono buntuje się w sposób, powiedzmy, naukowy. Po prostu jest jakaś granica wytrzymałości. Natomiast w sferze projekcji wyobraźni wciąż sobie myślimy, że jesteśmy bez kresu, że nasze możliwości są niewyczerpane, a tu ciało… Ciało jest mądre"[23].
Potwór tłumu nie kieruje się mądrością ciała. Jest nieprzewidywalny, poddaje się abstrakcyjnym ideom podsuwanym mu przez demagogów. Za nic ma rzeczywistość, wierzy, że może bezkarnie lekceważyć jej prawa. To właśnie ta jego cecha stwarza największe zagrożenie. Tłum może się bowiem okazać nieludzką bestią niszczącą wszystko, co człowiekowi drogie.
[20] H e r b e r t,"Mistrz z Delft"…, s. 59.
[21] Tamże, s. 120.
[22] Płynie się zawsze do źródeł, pod prąd, z prądem płyną śmiecie. Rozmawia Adam Michnik, w: Herbert nieznany, s. 88.
[23] Sztuka empatii, s. 170n.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.