Wygląda na to, że trzy tysiące lat po Salomonie ciągle kręcimy się wokół tych samych problemów i dążeń. Pragniemy pójść za tym, co pociąga oczy i serce, nawet jeśli droga do tych celów nie wiedzie Bożymi ścieżkami. Warto, 2/2009
Salomon, król Izraela, jest jedną z tych postaci biblijnych, o których możemy dowiedzieć się bardzo dużo – jego życie jest opisane zarówno w Pierwszej Księdze Królewskiej, jak i Drugiej Księdze Kronik. Co więcej, autorstwo dalszych trzech ksiąg biblijnych jest przypisywane właśnie Salomonowi (Pieśń nad Pieśniami, Księga Przypowieści Salomona oraz Księga Kaznodziei Salomona). Zakładając, że Salomon rzeczywiście miał istotny wpływ na ich treść, całość zapisów biblijnych rysuje intrygujący obraz historii człowieka, który miał wszystko, czego można w tym życiu zapragnąć.
Czytając dzieje Salomona, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że był to swoisty eksperyment laboratoryjny Pana Boga: „Spójrzcie, oto życie człowieka, któremu nie dałem zaznać trosk życia doczesnego. Od pierwszego do ostatniego dnia jego życie osłaniałem i nie dałem mu zaznać kłopotów, niedostatku, wojen. Nawet gdy postanowiłem go ukarać za bałwochwalstwo podziałem królestwa Izraela, to stało się to już po jego śmierci i nie musiał tego oglądać. Miał wszystko. I teraz odpowiedzcie sobie sami na pytanie – czy był szczęśliwy?”.
Księgi historyczne Biblii zwracają szczególną uwagę na działalność Salomona jako władcy. Trzeba przyznać, że po swoim ojcu Dawidzie przejął królestwo silne i dobrze rządzone. Dzięki talentom i mądrości, Izrael w sprawach wewnętrznych zaznał dobrobytu, a w stosunkach z sąsiadami – pokoju. Jego mądrość i bogactwo były niezrównane. Jego historia wykazuje, że powinien być człowiekiem ze wszech miar spełnionym i sytym życia.
Kiedy jednak spojrzymy na jego słowa zapisane w Księdze Kaznodziei Salomona, to w jej dwunastu rozdziałach rozprawia się on krok po kroku z wszelkimi mitami na temat tego, co daje radość w ludzkim rozumieniu, czyli „pod słońcem”, jak to ujmują słowa księgi. Był w tej szczęśliwej sytuacji, że wszystko, czego zapragnął, wszystko to osiągnął. Jak sam pisze: „Niczego, czego zapragnęły moje oczy, nie odmawiałem im: nie wzbraniałem memu sercu żadnego wesela, owszem, moje serce radowało się z wszelkiego mojego trudu. I taka była moja nagroda za wszelki mój trud. Potem zwróciłem uwagę na wszystkie moje dzieła, których dokonały moje ręce i na mój trud, który włożyłem w moją pracę. I oto: wszystko to jest marnością i gonitwą za wiatrem i nie daje żadnego pożytku pod słońcem” (Księga Kaznodziei Salomona 2,10–11).
Dalej Salomon wprost odnosi się do tego, co odbiera mu radość i poczucie spełnienia. Przede wszystkim zobaczył, że mimo wielkiej ziemskiej władzy nie może zapanować nad czasem i konsekwencjami jego upływu. Większość rozdziału trzeciego księgi to właśnie rozważania nad czasem różnych wydarzeń w życiu człowieka: rodzenia i umierania, sadzenia i wyrywania tego, co zasadzone, czas milczenia i mówienia, czas kochania i nienawidzenia…
Salomon maluje tu wielki obraz ludzkiego losu wraz z różnymi przeżyciami i wydarzeniami. I stwierdza swoją bezsilność – on, wielki władca, jest bezsilny wobec prostych i oczywistych kolei życia, takich samych dla niego i dla jego poddanych, dla mądrego i głupiego, dla sprawiedliwego i niesprawiedliwego.
Poczucie marności i bezsilności budzi w Salomonie u schyłku jego życia refleksję samokrytyczną i zrozumienie dla słabości innych. Widzę w tym coś niezwykłego u osoby zimnej i bezwzględnej w sprawowaniu władzy. Wszak na początku swojego panowania nie zawahał się zabić swojego starszego brata Adoniasza dla utrwalenia swojej władzy (Pierwsza Księga Królewska 2,13–25). Wiele lat później Salomon wypowiadał słowa dużo bardziej wyważone i łagodne: „Nie zważaj także na wszystko, co się mówi, abyś nie słyszał swojego sługi, który ci złorzeczy. Wie bowiem twoje serce, że i ty często złorzeczyłeś innym” (Księga Kaznodziei Salomona 7,21–22).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.