Pracując jako dziennikarz, wyrobiłem sobie zdolność mówienia. Ale gdy staję przed ludźmi w kościele, to jest coś innego. Mam poczucie, że to nie ja mam mówić o tym, co sam sobie wymyśliłem… Magazyn Familia, 1/2010
Z czasów, kiedy razem pracowaliśmy, pamiętam, że bardzo na te święcenia czekałeś, nie mogłeś przestać o tym myśleć.
Zgadza się. Po wielu latach zobaczyłem brzeg, do którego tak długo płynąłem i teraz jak najszybciej chciałem „dowiosłować”. Tylko że jak człowiek szybko wiosłuje, to szybko się męczy i wszystko trwa dłużej. Oczywiście, gdyby to ode mnie zależało, to chciałbym jutro, dzisiaj, zaraz. Miałem natomiast świadomość – i to było dla mnie bardzo ważne – że Kościół musi się upewnić. Ksiądz arcybiskup i tak był dla mnie łaskawy i zwolnił mnie z kilku ostatnich miesięcy kandydatury.
Mówiłeś, że całe życie byłeś blisko Kościoła, blisko ołtarza, blisko Słowa. Nie mogłeś żyć dalej tak jak do tej pory?
Myślałem o tym w dniu święceń. Arcybiskup trochę się spóźniał, czekałem na niego na dworze. Żartowałem, dowcipkowałem, ale poważnie chodziło mi po głowie pytanie: „A co będzie, jak nie przyjedzie?”. Starałem się oddać tę sytuację Panu Bogu. Nie rozpaczałbym, gdyby ksiądz arcybiskup nie przyjechał. Uznałbym, że widocznie się nie nadaję. Zrobiłem wszystko, co do mnie należało. Poprosiłem, przygotowałem się, zdałem egzaminy. Ale nie wszystko jest w naszych rękach. I przyszedł ten moment. Powiedziałem do siebie: „Uff, przyjechał”. Arcybiskup ubrał się w swoje szaty, zaczęła się msza. Jeszcze jestem po tej stronie, a potem już – przyjąłem nowy sakrament.
Do którego stołu bardziej Cię ciągnie – Słowa, Eucharystii?
Nie mogę wybrać. Pracując jako dziennikarz, wyrobiłem sobie zdolność mówienia. Ale gdy staję przed ludźmi w kościele, to jest coś innego. Mam poczucie, że to nie ja mam mówić o tym, co sam sobie wymyśliłem…
Jesteś odpowiedzialny za każde słowo?
Tak. To jest niesamowite. Dzisiaj na przykład mówiłem o końcu świata i przypomniały mi się pewne dane. Czytałem kiedyś, że przy wielu ludziach zmarłych w wypadkach drogowych lekarze czy policjanci znajdują telefony, na których pozostał rozpoczęty SMS. Ktoś jedzie samochodem, pisze SMS-a i w tym momencie ginie. Wykorzystałem tę historię jako powód do zastanowienia, czy my jesteśmy przygotowani na śmierć? Coś piszemy, załatwiamy, zajmujemy się czymś, a tu nagle – koniec. Mam swój sposób mówienia, ale przede wszystkim przekazuję naukę Kościoła. I to jest niezwykła odpowiedzialność.
Czy myślisz, że jesteś gotowy na wszystko, co Ci Matka-Kościół zaproponuje?
Myślę, że tak. Chciałbym być wysłuchany, chciałbym, żeby mądry biskup wysłuchał moich racji, ale… świadomie przyrzekałem posłuszeństwo. Bez takiej wewnętrznej zgody i zaufania to wszystko nie miałoby sensu. Zanim otrzymałem święcenia, biskup wziął moje dłonie w swoje i spytał, czy przyrzekam posłuszeństwo.
Ty przyrzekasz, ale Twoja żona nie przyrzekała…
Ale musiała dwa razy podpisać, że ma świadomość, co to oznacza, że zgadza się z tym i przyjmuje absolutnie.
A gdyby się nie zgodziła?
To nie mógłbym być wyświęcony.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.