Pracując jako dziennikarz, wyrobiłem sobie zdolność mówienia. Ale gdy staję przed ludźmi w kościele, to jest coś innego. Mam poczucie, że to nie ja mam mówić o tym, co sam sobie wymyśliłem… Magazyn Familia, 1/2010
Czy prawidłowo powinnam się z Tobą przywitać: „Szczęść Boże, księże”?
Można użyć takiej formy, chociaż wolałbym: „Cześć, Bogdan”.
Jesteś księdzem?
W znaczeniu osoby duchownej. Tak, jestem księdzem.
9 sierpnia 2009 roku zostałeś wyświęcony na diakona. Czy czujesz, że od tego momentu rozpocząłeś nowe życie?
Tak, to jest nowe życie. Bardzo wierzę w moc sakramentów. Wierzę, że przyjęciu każdego sakramentu towarzyszy ogromna łaska i od nas zależy, czy przyjmujemy tę łaskę, czy nie. Jestem pewny, że nasze małżeństwo przetrwało 30 lat, bo związał nas sakrament, a nie ludzka umowa w stylu: „Teraz jesteśmy razem, ale kiedyś może zerwiemy, spróbujemy z kimś innym”. 9 sierpnia, gdy arcybiskup nakładał na mnie ręce, naprawdę poczułem łaskę nowego sakramentu. Przeszedł przeze mnie dreszcz. Wiedziałem, że coś wyjątkowego dzieje się tu i teraz.
Cofnijmy się o… No właśnie, ile lat temu przeszła Ci przez głowę myśl, że…
…mógłbym zostać diakonem? Kiedyś myślałem o kapłaństwie. Od dziecka byłem ministrantem, byłem blisko ołtarza. Nikt mnie nie zmuszał, nie ciągnął na siłę do kościoła. Dla mnie to było coś fascynującego, wciągającego. Byłem lektorem i czytałem w czasie mszy, a także jak szafarz pomagałem w udzielaniu Komunii św. Ale bardzo świadomie wybrałem małżeństwo. Do dzisiaj uważam, że to było zgodne z wolą Bożą. Na trzecim roku studiów usłyszałem, że Sobór Watykański przywrócił diakonat dla świeckich. Na świecie (np. w Niemczech, w Czechosłowacji) bardzo dobrze to działało. Wiadomo było, że – może nie za mojego życia – ale wcześniej czy później nastąpi to i u nas. Podglądałem, szukałem, czytałem, co było możliwe. Kiedy w Polsce episkopat otworzył świeckim drogę do diakonatu, natychmiast pobiegłem do swojego proboszcza prosić go, by dał mi zgodę i napisał list w mojej sprawie. Myślałem, że nie zdążę, że będą tłumy i zabraknie dla mnie miejsca. A okazało się, że z całej Polski zgłosiło się tylko 10 osób.
Na czym polegały przygotowania?
Biskup toruński Andrzej Suski jako pierwszy zorganizował ośrodek przygotowawczy. Był to jedyny ośrodek, więc przyjmował wszystkich kandydatów. Z proboszczem zwróciliśmy się o zgodę do księdza prymasa Józefa Glempa. Oczywiście ta zgoda nie oznaczała, że Prymas będzie chciał mnie wyświęcić, ale powiedział, że mogę zacząć się przygotowywać. Przez rok jeździłem do Przysieka pod Toruniem. Kiedy arcybiskupem w Warszawie został ks. Kazimierz Nycz, wyznaczył mi notariusza z warszawskiej kurii, który przygotowywał mnie indywidualnie.
Musiałeś zdawać egzaminy?
Tak, tak, zdawałem, nie miałem żadnej taryfy ulgowej.
Byłeś tak poważnie egzaminowany?
Zdarzało się, że musiałem parę razy zdawać to samo, bo się okazywało, że czegoś nie umiem. Takie szkolne poprawki. Musiałem uzupełnić prawo kanoniczne.
Miałeś też egzaminy praktyczne?
Nie, ale odbyłem praktyki w parafii pod wezwaniem św. Jakuba w Warszawie. Dobrze mi szło, bo prawie 40 lat byłem ministrantem.
Zaliczyłeś więc egzaminy. Czy decyzja, że możesz zostać wyświęcony, była automatyczna?
Stałem się kandydatem na kandydata do diakonatu. Ten okres trwa, dopóki biskup nie uzna, że kandydat jest gotowy. Niezła lekcja pokory i cierpliwości…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.