W swoim miłosierdziu Bóg troszczy się o nas. Miłosierdzie to miłość, która ocala słabość, niedolę materialną i duchową człowieka. Niejeden raz przekonałem się o bezradności, która paraliżuje i sprowadza do mojego serca wielką pustkę. Wraz z nią pojawia się bunt: Jak to? Przecież Bóg tyle razy mnie już pocieszał, dawał dowody swojego istnienia. Umacniał w trudnych chwilach. A teraz odwraca ode mnie swój wzrok? Jak znowu zwrócić na siebie uwagę? Jak Boga zaczepić i pokazać Mu, że Go potrzebuję?
Modlitwa to nie wyuczone formułki
Często wydaje się nam, że modlitwa to sprawa tego, ile wezwań litanijnych znam na pamięć lub do ilu świętych mam szczególne upodobanie zanosić wezwania. Znamy pacierz i lubimy się nim posłużyć dla zaspokojenia codziennej dawki religijnego uczczenia Boga. Lecz czy poza tym dbamy o pogłębienie wiary, korzystając z czasu na modlitwę? Przecież nie chodzi nam tylko o formułki. Potrafimy myśleć, czuć i kochać za pomocą aktów strzelistych, hymnów brewiarzowych czy uczestniczenia we Mszy Świętej. Potrzebujemy patrzeć na rzeczywistość modlitwy nie przedmiotowo, ale podmiotowo, czyli osobowo.
Do modlitwy stajemy, siadamy czy klękamy, by następnie skierować nasze intencje ku Bogu. Wtedy świadomość tego, co robię, jest większa i ukierunkowana. Jezus, kiedy się modlił, robił to z zaangażowaniem i przekonaniem. Równocześnie nie zapominając o zaufaniu do Boga – Ojca, któremu całym sercem się powierzał. Nasze ukierunkowanie bywa niedoskonałe i wciąż chcemy próbować bardziej niż dotychczas kierować naszą wolę na wytrwanie w spotkaniu modlitewnym.
Wypaleni na modlitwie
Nieraz jednak jesteśmy wypaleni, jakby duchowo ogołoceni, bez chęci i mobilizacji do zaangażowania się w spotkanie z Bogiem. Podobnie dzieje się na poziomie relacji z drugim człowiekiem. Czekamy na impuls, słowo lub gest zapraszający do spotkania. Nie czujemy się na tyle silni, by zainicjować rozmowę. Nie znamy potrzeb swoich czy drugiej osoby i blokuje nas taka sytuacja. Współczesne czasy, „wychowanie” przez telewizję czy Internet nie wykształciły dobrej struktury ludzkiej komunikacji. Nieoswojeni w bliskości z człowiekiem czujemy psychiczną blokadę. A przecież kilkanaście lat temu bez obaw potrafiliśmy rozmawiać z napotkanymi ludźmi.
Bóg wkracza w naszą pustkę
„Otwórz się!”, „Effatha!” – tymi słowami Jezus przywrócił zdrowie głuchoniememu człowiekowi. U Boga mamy szansę wykorzystać nasze ubóstwo duchowe. Kiedy nic nie mamy, nie wynosimy się ponad Boga i zauważamy, że On jest i chce być z nami. Kiedy odkrywamy z pokorą, że nasza pustka jest szansą na przyjęcie Boga w czasie modlitwy (choć niekiedy może się to dokonać poza ściśle rozumianą modlitwą), cieszymy się z daru Jego obecności. Jest to więcej niż oczekujemy od Boga. Nie ma nic większego, co możemy od Boga otrzymać, nad Jego obecność. Wszystkie inne dary Boże są konsekwencją tej obecności – dary Ducha Świętego, wiara, nadzieja i miłość, umocnienie duchowe. Paradoksem jest, że dopiero uznanie pustki serca i ubóstwa wewnętrznego jest okazją na zyskanie przestrzeni w sobie na przyjęcie Boga.
Modlitwa wolna od schematów
Modlitwa ubogiego staje się czynnością wolną od schematów, ponieważ jest ukierunkowana na otwarcie się przed Bogiem. Modlitwa taka przynosi owoc przede wszystkim w umiejętności otwarcia się na drugiego człowieka. Przykłady świętych to przykłady ludzi zaangażowanych w modlitwę, która daje siłę do apostolatu. Modlitwa ubogiego, jak chociażby o. Leona Jana Dehona – założyciela Zgromadzenia Księży Sercanów – to modlitwa zawierzenia się opiece Boga. To umiejętność zrezygnowania z własnych ambicji, by dostrzec człowieka z jego potrzebami.
Modlitwa, której słowa wciąż mnie przyciągają, to „Modlitwa o wschodzie słońca” autorstwa Natanaela Tenenbauma zatytułowana. Niech ona będzie dla nas przyjaciółką w czasie, gdy wciąż chcemy się stawać ubogimi!
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy,
przed mocą Twoją się ukorzę,
ale chroń mnie, Panie, od pogardy,
przed nienawiścią strzeż mnie, Boże.
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro,
którego nie wyrażą słowa,
więc mnie od nienawiści obroń
i od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz, niech się ziści,
niechaj się wola Twoja stanie,
ale zbaw mnie od nienawiści
i ocal mnie od pogardy, Panie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.