Przeżycie i zrozumienie Wielkiego Tygodnia pozwala odkryć sens życia, a także umierania. Pozwala przede wszystkim odzyskać nadzieję.
Czuwając przy Ciemnicy w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek trzeba pamiętać, że tego dnia apostołowie usłyszeli zarzut Jezusa: „Jednej godziny nie mogliście czuwać?”. Nie wytrzymali napięcia ostatnich godzin modlitewnego skupienia i zasnęli. Jezus skierował do nich wezwanie do najgłębszej modlitwy w swoim życiu, zaprosił ich do wejścia w najgłębszy świat swojej duszy, na szczególne spotkanie z Ojcem.
Odzyskanie tej utraconej godziny staje się wielkim pragnieniem chrześcijanina, a może nawet każdego człowieka. To pragnienie, choć niewątpliwie ma głęboko religijne źródła, nie jest jednak tym, czego wymaga od nas Bóg. Powrót do tej utraconej godziny nie jest i nie może być istotą naszej religijności. Ma on głęboko religijny sens, ale nie kieruje nas ku poszukiwaniu tego, czego już odzyskać nie można. Chrystus wzywa nas do podjęcia wyzwań przyszłości, które być może byłyby prostsze, gdyby nie zaniedbania przeszłości. Przed apostołami, którzy przespali, kto wie, czy nie kluczową modlitwę swojego Nauczyciela, jest ucieczka, strach, samotność, a potem także radość, miłość i męczeństwo. Podobnie jest z nami. Nasze – moje – zaniedbania są już nie do odrobienia.
Gdy umiera wiara
Ale na tym nie kończy się ta historia. Wielki Piątek jest w świadomości większości chrześcijan skoncentrowany na męce Pańskiej. Pamiętamy, że po Krzyżu przychodzi Zmartwychwstanie.
Gdy jednak to wszystko się działo, było inaczej. Nikt z uczniów nie wiedział, że coś może się zmienić. Widzieli Mistrza, Mesjasza, który poniósł klęskę. Wspólnota, którą Jezus założył, rozpadła się. Ludzie, których kochał, wydali Go na śmierć. Ale nie to jest najgorsze. Jako Bóg Jezus wie, kim jest, ale jako człowiek wątpi, traci mocne poczucie sensu i woła: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”.W tym momencie doświadcza losu prawdziwego ateisty – nie człowieka obojętnego wobec wiary, ale tego, który pełnią siebie doświadcza, że Boga nie ma dla niego i wyczuwa w tym największą osobistą tragedię.
Tak kończy się ten dzień. Pełnym rozpaczy krzykiem człowieka słabego, rozdartego, pozbawionego nadziei i Bożej obecności. Człowieka, który poniósł klęskę, który zawiódł swoich bliskich. Tego dnia Bóg naprawdę umarł! Tego dnia umarła nadzieja!
Nadzieja wieczności
Wielka Sobota – jak wskazywał filozof Dariusz Karłowicz – to dzień uświadomienia sobie wstrząsającej prawdy, absolutnej samotności człowieka i śmierci Boga. Ale po niej nadchodzi poranek wielkanocny. Dzień, w którym odzyskana zostaje nadzieja. Nie empirycznie, nie dostrzegalnie, ale w wierze. Bo właśnie Zmartwychwstanie sprawia, że nasze cierpienia, nasze krzyże, nasze najtrudniejsze wybory zyskują sens. Tylko z perspektywy wieczności można zaakceptować bezsens bólu, cierpienie niewinnych czy zdradę ukochanych. I to przywraca nadzieję! Nie naiwną, prostą, ale najtrudniejszą z możliwych – bo niewidzialną.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.