Większość klasowej kroniki zajmują relacje dziewiętnastu chłopców. Mają wówczas po czternaście, piętnaście lat. Ci, którzy opuścili Polskę na początku wojny, znają ją tylko z opowieści rodziców.
Ale samymi wspomnieniami żyć się nie da. Trzeba myśleć o sprawach przyziemnych: zdobyć wykształcenie, znaleźć pracę. W roku 1946 polski referat przy angielskim ministerstwie oświaty zakłada gimnazjum męskie dla chłopców. Szkoła ma ułatwić dzieciom polskich emigrantów przystosowanie się do warunków życia w nowym kraju.
Na siedzibę wybrano Bottisham, małe miasteczko nieopodal Cambridge ze słynnym uniwersytetem. – Jak śpiewaliśmy Bogurodzicę, to całe Cambridge się trzęsło – powie po latach Miłoszewski. Gimnazjum z internatem mieści się w wojskowych hangarach z falistej blachy. Kształtem przypominają przecięte na pół beczki. Uczniowie nazwą je beczkami śmiechu.
W ciągu dziesięciu lat przez szkołę przewiną się setki młodych Polaków. Większość skończy studia i zdobędzie dobre, płatne zawody. Miłoszewski: – Nauczyciele powtarzali nam, że mamy być lepsi od Anglików, bo inaczej staniemy się popychadłami.
*
Ze wspomnień Czesława Uglika:
Do Kazakstanu w Rosji wywieziono nas w 1940 roku. Z tego okresu pozostały mi tylko mgliste wspomnienia. Jedną rzeczą, którą dobrze zapamiętałem z Rosji to to, gdy na rękach Mamusi siedząc przyglądałem się Tatusiowi przebywającemu w miejscowym więzieniu w oczekiwaniu na deportację dalej. Następnie pamiętam, jak jeździłem sankami z góry.
*
– Teodor, synowie Miłoszewskiego przyjechali. Pamiętasz go z ministerstwa? – odezwał się sekretarz szkoły w Bottisham do swojego współpracownika.
Gdy w 1951 roku czternastoletni Krzysztof i jego starszy o pięć lat brat Zbyszek przybyli do Bottisham, nazwisko ich ojca było znane wśród elit polskiej emigracji w Anglii.
Zdzisław Zygmunt Miłoszewski był radcą w przedwojennym Ministerstwie Spraw Zagranicznych. We wrześniu 1939 roku udało mu się w rządowej kolumnie ewakuować z rodziną do Rumunii. Granicę przekroczyli w dniu rozpoczęcia agresji sowieckiej na Polskę. – Ojciec powtarzał, że był to najtragiczniejszy dzień w jego życiu – wspomina Krzysztof Miłoszewski.
Przez Bułgarię i Turcję dotarli do Palestyny, a następnie do Libanu, skąd w 1945 roku przyjechali do Anglii. „Należę do tych szczęśliwych, którzy nie widzieli Rosji”, napisze kilkanaście lat później Krzysztof w klasowej kronice.
W Jerozolimie jego ojciec prowadzi audycje radiowe dla Polskich Sił Zbrojnych na Bliskim Wschodzie. Matka opiekuje się chorymi żołnierzami. – Czasem widzieliśmy, jak rodzice byli zasmuceni, gdy nadchodziły złe wiadomości – opowiada siedemdziesiąt lat później pan Krzysztof.
Złe wiadomości to odkrycie ciał polskich oficerów w Katyniu, Jałta i śmierć babci, która nie chciała się ewakuować z nimi i zginęła w okupowanym kraju.
Gdy skończyła się wojna, Miłoszewscy przybyli do Anglii. – Tatusiu, co my tu będziemy robić, jak tu ciągle leje? – pytał wtedy ojca ośmioletni Krzyś.
*
Ze wspomnień Franciszka Wojewódki:
Rzucono nas do Kazakstanu. Tu rozstaliśmy się z Tatusiem, który poszedł do wojska aby nam więcej pomóc. Moje siostry i brat mieszkaliśmy z mamom w małym domku. Mama mósiała ciężko pracować by nas zdołać wyżywić.
Raz mama miała kilka kromek chleba. Dała nam po jednej na obiad a reszta miała być na kolację. Na kolacji mama zauważyła że jednej kromki brak. Więc nas się pyta czy któreś z nas nie wzięło tej kromki. Mój braciszek powiedział że wziął, aby gdy będzie głodny to się posili.
Mama pracując ciężko zachorowała i poszła do rosyjskiego szpitala. Najstarsza siostra odwiedzała mamę co dnia. Raz przyszła zapłakana i powiedziała że mama umarła. Ta chwila była najtragiczniejsza w moim życiu. Na drugi dzień poszliśmy do sierocińca.
Z sierocińcem przyjechaliśmy do Gorczakowa gdzie zachorowałem na świnkę i poszedłem do szpitala. W szpitalu byłem z najmłodszą siostrą która ciężko chorowała. Po długim pobycie w szpitalu siostra mi umarła.
Z Gorczakowa razem z całym sierocińcem pojechałem do Indii.
*
Marianin ksiądz Józef Jarzębowski był przed wojną nauczycielem prowadzonego przez swój zakon gimnazjum na warszawskich Bielanach. Wychowany w patriotycznej rodzinie – dziad Ludwik był powstańcem styczniowym – przez całe życie zbierał pamiątki związane z historią Polski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.