Dziecko jest takim samym człowiekiem jak dorosły, tylko trochę mniejszym. Słynne zdanie Janusza Korczaka: „Nie ma dziecka, jest człowiek” najdobitniej oddaje tę prawdę.
Dorosłym zdarza się często deprecjonować swoje uczucia, uważać je za mało istotne, wręcz przeszkadzające w pracy, w drodze do sukcesu. Świat, w którym żyjemy, nie interesuje się zbytnio naszymi uczuciami, przeciwnie – patrzy na nie podejrzliwie.
Zazwyczaj szybko uczymy się tego, że w naszym kręgu kulturowym nieokazywanie uczuć jest powszechnie promowane i zdobywa nam zaufanie innych. Wszyscy oczekujemy, że człowiek w środowisku pracy będzie sprawnie wykonywał swoje obowiązki, a w domu, w rodzinie będzie zachowywał się jak osoba dojrzała i odpowiedzialna. Takie oczekiwania sprawiają, że zdolni jesteśmy akceptować tylko przyjemne uczucia. Te nieprzyjemne – złość, smutek – traktujemy jako wyraz słabości, niedojrzałości, często infantylności danej osoby. Ale uczucia mają to do siebie, że gdy stłumimy jedne, te niewygodne, blakną też i drugie, te przyjemne, i w efekcie przestajemy cokolwiek odczuwać. Stłumione uczucia znikają z naszej świadomości, ale nie giną, tylko aktywnie działają ze sfery naszej nieświadomości. Za tak pojęty sukces płaci się nierównowagą emocjonalną,
Dorośli, którzy wyrośli w domach, gdzie nie liczono się z uczuciami dzieci, którzy byli tłamszeni psychicznie, doświadczali braku szacunku dla ich osoby i przekraczania granic psychicznych, sami nie potrafią szanować innych ludzi, w tym również własnych dzieci. Nie wyczuwają granic psychicznych, bo sami ich nie posiadają.
Jeśli człowiek chce mieć zdrową psychikę, nie może zaprzeczać swoim uczuciom; nie powinien ich się bać, ani u siebie, ani u dziecka.
Uczucia są zawsze subiektywne, dlatego nie powinno się oceniać uczuć. Moralnej ocenie podlegają tylko zachowania człowieka, czyli to, co człowiek robi z uczuciami. Nie można osądzać i potępiać za uczucia. Są one naszym sposobem doświadczania świata, emocją, reakcją na to, co nas spotyka przyjemnego – nieprzyjemnego. Uczucia są niezbędne dla prawidłowego rozwoju osobowości, zarówno te określane mianem pozytywnych, jak i potocznie uznawane za negatywne.
Nie można zaprzeczać prawdzie uczuć, emocji. Jeśli czuję złość, ważne jest, aby zaakceptować w sobie to uczucie. Zaakceptować to nie znaczy uznać, że jest dobre. Znaczy to tylko stwierdzić fakt, że czuję złość, zgodzić się z tym, że mam prawo odczuwać złość. Ale jeżeli ja mam prawo odczuwać złość, to i ktoś drugi także ma do tego prawo.
Trzeba rozróżnić między uczuciem a reakcją, czyli w praktyce między złością a agresją. To, że czuję złość, nie znaczy, że muszę jej użyć przeciwko komuś. Wielu ludzi ma tendencje do utożsamiania uczucia z reakcją, dlatego ważne jest, aby nauczyć się dojrzale wyrażać swoje uczucia.
Kiedy ktoś dzieli się z nami swoim problemem, rozwiązywanie go za niego, radzenie, wypytywanie, potępianie, złoszczenie się, doprowadza tylko do eskalacji napięcia. W ten sposób powiększamy zamieszanie, gdyż nie możemy za nikogo rozwiązać jego problemu, ani go pomniejszyć, gdy ktoś go intensywnie przeżywa. Jedyną prawdziwą pomocą jest tak zwane dodanie ducha, poświęcenie komuś uwagi i pełna sympatii akceptacja jego osoby.
Gotowych rozwiązań nie powinniśmy dawać także dlatego, że nie pozwalamy wówczas innym ludziom, dzieciom czy dorosłym, wypracować własnych rozwiązań problemu i zmierzyć się z nim. Utrudniamy im własny rozwój, nie pozwalając na wykształcenie takich cech jak: samodzielność, dojrzałość, odpowiedzialność.
W jaki sposób komunikować się z dzieckiem, z drugim człowiekiem, aby miało to wartość i ubogacało nas wzajemnie? Jak mówić do dzieci w taki sposób, aby nas słuchały? Odpowiedź nie jest trudna. Prosto, konkretnie, plastycznie, do wyobraźni. Jak słuchać tego, co mówią, żeby dzieci do nas chciały mówić? Z empatyczną uwagą. Ważne, aby koncentrować się więcej na uczuciach, niż na problemie.
Prawdziwą trudnością dla niektórych może być zrobienie w sobie trochę miejsca na spotkanie z drugim człowiekiem, trochę przestrzeni dla drugiego. Trzeba zrozumieć, że nie daje satysfakcji i nie prowadzi do rozwoju osobowości zamknięcie się we własnym świecie.
Jesteśmy tu po to, by żyć w sposób mądry, pełny i piękny, i to żyć wspólnie. To jest prawdziwa sztuka życia: umieć być dla siebie, a jednocześnie dla drugiego człowieka.
Edward Ryś – nauczyciel w Zespole Szkół im. Jana Pawła II oraz w Szkole Podstawowej w Gaju
Literatura:
W. Eichelberger, M. M. Malewska, Być tutaj, Warszawa 1999.
A. Faber, E. Mazlish, Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, Kraków 2000.
R. May, Miłość i wola, Poznań 1993.
R. Skynner, J. Cleese, Żyć w rodzinie i przetrwać, Warszawa 1992.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.