Po ujawnieniu kolejnych afer pedofilskich w niemieckim Kościele tamtejszym katolikom przestaje już wystarczać słowo „przepraszam”. Publiczna dyskusja coraz częściej dotyczy problemu celibatu.
Opinia publiczna w Niemczech domaga się od Benedykta XVI przeproszenia w imieniu Kościoła ofiar przestępstw. Wiceprzewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse oświadczył, że „taki gest byłby więcej wart niż nawet najwyższe odszkodowanie za straty moralne”. Tym bardziej, że Josepha Ratzingera – w czasie, gdy piastował on urząd biskupa Monachium – obciąża zgoda na przeniesienie podejrzanego o pedofilstwo księdza z diecezji Essen do jednej z bawarskich parafii. Już za plecami kardynała jego wikariusz generalny skierował owego księdza do pracy duszpasterskiej, podczas której ten rychło powrócił do praktyk seksualnego molestowania chłopców. Odpowiadało to obowiązującej od 1962 roku watykańskiej dyrektywie Crimen sollicitationis nakazującej biskupom diecezjalnym poufne traktowanie przypadków pedofilii wśród księży i zmuszającej ofiary pod groźbą ekskomuniki do milczenia. W 2001 roku kardynał Ratzinger jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary utrzymał w mocy te postanowienia, przyznając kierowanej przez siebie instytucji prawo ingerencji w poszczególnych przypadkach.
Większość biskupów niemieckich opowiada się za współpracą z prokuraturą i szybkim wyjaśnieniem przypadków pedofilii popełnionych przez przestępców w sutannach. Krzykliwa mniejszość woli jednak zachować dotychczasową autonomię Kościoła i trzymać państwowych urzędników z dala od swoich spraw. Ustami biskupa Ratyzbony Gerharda Mullera oskarżyła ona media o prowadzenie antykatolickiej kampanii. Jako głównych oskarżonych wskazała nie pedofilskich księży, lecz… rewolucję kulturową 1968 roku, winną „rozerotyzowania społeczeństwa”. Taką retoryką twardogłowi dolewają tylko oliwy do ognia, radykalizując przeciwników, którzy z kolei uważają, że samooczyszczenie Kościoła to za mało. W samych Niemczech ludzie sceptycznie podchodzący do wewnętrznej odnowy Kościoła wskazują na fakt, że po skandalach pedofilskich w Stanach Zjednoczonych ordynariusz szczególnie skompromitowanej diecezji bostońskiej kardynał Bernard F. Law ustąpił wprawdzie ze stanowiska (udowodniono mu, że krył księży pedofilów przed prokuraturą), ale potem powierzono mu zaszczytną godność archiprezbitera rzymskiej Bazyliki Santa Maria Maggiore, co wielu uważa za jego rehabilitację.
Fakt, że w prasie i telewizji niemal codziennie pojawiają się doniesienia na temat skandalów w Kościele, sprawia jednak, że w społeczeństwie powstał nieco przesadny obraz nadużyć duchowieństwa. Koryguje go kryminolog z Hannoveru Christan Pfeiffer. Na 138 tysięcy przypadków napastowania małoletnich w latach 1995–2009 w Niemczech jedynie 0,1 procent przypada na duchownych. Zatem, zdaniem Pfeiffera, „Kościół katolicki stoi wobec problemu jakościowego, a nie ilościowego”. Jego przyczyn katolicy świeccy upatrują w obowiązkowym celibacie duchownych. Przyciąga on w dużym stopniu mężczyzn, którzy pod dachem kościoła mogą uniknąć konfrontacji z własną zaburzoną seksualnością, a w zamian za deklarację seksualnej abstynencji uzyskują aprobatę, status i niezłe pieniądze. Tyle tylko, że ten, kto jest seksualnie niedojrzały (także do prawdziwej abstynencji), szybko ulegnie presji własnej seksualności. Według Eugena Drewermanna, niemieckiego teologa i psychoterapeuty, także duchowni nie będący pedofilami cierpią na nerwice na tle seksualnym, co otwiera drzwi patologii i charakterologicznym dewiacjom. Celibat rodzi jeszcze jeden, poważniejszy problem. Tuszowanie afer przez biskupów w imię zachowania twarzy zdaje się mieć związek z wysokimi wymaganiami, jakie w kwestii moralności seksualnej przed wiernymi stawia Kościół.
Zrozumiałe jest więc, że skandal pedofilski nad Renem wzmocnił rezonans toczonej od lat debaty nad zniesieniem celibatu. Skandal stał się wodą na młyn dla pierwszego dysydenta Watykanu Hansa Kunga. Teraz ten były kolega kardynała Ratzingera z uniwersytetu w Tybindze powtarza, że celibat tworzy sprzyjający klimat dla stosowania przemocy przez katolickich duchownych. I podpiera się swoim koronnym argumentem, iż zniesienie bezżeństwa nie oznaczałoby rewolucji dogmatycznej, gdyż celibat wprowadzono w średniowieczu w celu uporania się z kwestią dziedziczenia kościelnych włości.
Za otwartą dyskusją o celibacie opowiadają się, za przykładem Kunga, nie tylko wydziały teologiczne europejskich uniwersytetów czy oddolne ruchy katolików świeckich jak niemiecki „Wir sind Kirche”, ale także część hierarchów. „Zmieniło się społeczeństwo i czasy, w których żyjemy”, argumentuje arcybiskup Salzburga Alois Kothgasser. Tego samego zdania jest wiedeński kardynał Schonborn, który stolicę arcybiskupią przejął po skompromitowanym molestowaniem seksualnym kardynale Hansie Groerze. Z kolei hamburski biskup pomocniczy Hans-Jochen Jaschke sugeruje możliwość współistnienia w Kościele żonatych i nieżonatych księży. Podług rzymskiego dziennika „La Repubblica” watykańska Kongregacja ds. Duchowieństwa pod przewodnictwem kardynała Claudio Hummesa w największej tajemnicy sonduje kwestię zniesienia celibatu. Już w trakcie Synodu Biskupów w 2005 roku część hierarchów zainicjowała dyskusję o dopuszczeniu do kapłaństwa mężczyzn, którzy wychowali dzieci i jako sprawdzeni ojcowie cieszą się szacunkiem w swoich lokalnych społecznościach. Benedykt XVI uciął wówczas nabierającą rumieńców debatę. Byłoby jednak nieprawdopodobnym zrządzeniem losu, gdyby to akurat pedofilski skandal w jego rodzimym Kościele przesądził o zmianie nastawienia konserwatywnego papieża do celibatu.
ARKADIUSZ STEMPIN, dr hab., historyk i politolog, wykładowca w WSE w Krakowie i na Uniwersytecie Alberta i Ludwika we Freiburgu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.