Zmuszanie do wiary jest bezowocne – wiara musi być świadomym, dobrowolnym wyborem każdego człowieka.
Czy możemy być pewni, że przekazując dziecku naszą wiarę, dając mu przykład swoim życiem, któregoś dnia nie odwróci się ono do Pana Boga plecami?
Wychowując dziecko, niczego nie możemy być pewni. Każdy, kto podejmuje się tego zadania, musi być przygotowany także na porażki. Przekazujemy dzieciom pewne wartości, które są dla nas ważne. Ale to zawsze jest obarczone ryzykiem odrzucenia. Nie biorąc tego pod uwagę, sami narażamy się na frustrację, a wychowanie zamieniamy w totalitaryzm. Znam bardzo wierzącą, zaangażowaną religijnie rodzinę. Mają kilkoro dzieci. Udzielają się w neokatechumenacie, spotykają się na wspólnych modlitwach. Nagle jedno z ich dzieci powiedziało: „Basta! Ja mam coraz więcej znaków zapytania”. Było to dla nich ogromne wyzwanie. Przyjęli to bardzo rozsądnie, zintensyfikowali swoją modlitwę za tę osobę i czekają, rozmawiają. Nie potępiają, nie odrzucają.
Taki religijny kryzys jest czymś naturalnym?
Przede wszystkim nie patrzmy na jakikolwiek kryzys (a już na kryzys religijny – szczególnie) jak na zagrożenie. On zawsze jest jakimś wyzwaniem dla człowieka, który go przechodzi i dla jego najbliższych. Zagrożenie i wyzwanie to są jednak dwie różne optyki. Pierwsza jest bardzo pesymistyczna, druga przeciwnie: tchnie optymizmem i nadzieją, a więc jest bardziej chrześcijańska. Każdy – prędzej czy później – znajdzie się na jakimś religijnym zakręcie. I to nie jest żadna tragedia. Powiem więcej: to jest nawet naturalne.
Najpierw żyjemy przecież wiarą, którą ktoś nam podaje – rodzice, dziadkowie, katecheci. Jest to wiara „z drugiej ręki”. Cudza. Ale musi przyjść chwila (źle, gdy ona nie przychodzi), gdy wiara staje się naszym osobistym wyborem „wiarą z pierwszej ręki”.
Dobrym przykładem jest tutaj scena pod Cezareą Filipową, gdy Jezus pyta swoich uczniów: „Za kogo inni Mnie uważają?”. I wtedy wszyscy uczniowie odpowiadają. Powtarzają to, co usłyszeli. Ale gdy Jezus pyta: „Za kogo wy Mnie uważacie?”, wtedy jest cisza. Odzywa się tylko Piotr: „Ty jesteś Mesjasz”. Pozostali milczą. Bo być może sami nie zadali sobie jeszcze tego pytania: kim dla mniejest Chrystus? A to jest fundamentalne pytanie. I ono najczęściej wiąże się z jakimś kryzysem, z jakimś buntem, gdy wiarę trzeba skonfrontować z doświadczeniem osobistym, odpowiedzieć sobie na ile to jest moja droga, a nie tylko jakaś droga. W Credo mówimy: „Tylko Tyś jest Panem”. Ale co to znaczy? Powiedzieć, że Chrystus jest Panem świata, jest łatwo, a powiedzieć „Chrystus jest Panem mojego życia”, to już zupełnie inna sprawa. Dużo trudniejsza!
Jak pomóc dziecku przeżyć taki kryzys?
Najważniejsze jest bycie świadkiem, podzielenie się swoim doświadczeniem wiary, przyznanie się do własnych kryzysów, wątpliwości. Powiedzenie dlaczego wiara jest dla mnie ważna, co ona mi daje w życiu. Jeśli w chwili takiego kryzysu rodzice zachowają się jak walec i zmiażdżą pytania dziecka, to ten młody człowiek albo w ogóle odejdzie od Boga i już nigdy do Niego nie wróci, albo zostanie w Kościele, ale nigdy nie poczuje smaku wiary, nigdy ta wiara nie będzie dla niego czymś istotnym.
Ale rodzice czują się czasami bardzo dotknięci takim wyborem.
Chrześcijaństwo jest zbudowane na miłości i miłosierdziu. Jeśli więc rodzice będą się zachowywać ostentacyjnie, demonstrując wyraźnie swoim zachowaniem, że nie akceptują wyboru syna czy córki, dadzą dziecku dodatkowy argument, że dobrze zrobiło, separując się od chrześcijaństwa. Zmuszanie do wiary jest bezowocne – wiara musi być świadomym, dobrowolnym wyborem. Nie będzie się rozwijała pod przymusem.
Mądry, kochający rodzic powie dziecku: „Moim zdaniem błądzisz, będąc poza Kościołem, nie korzystając z sakramentów, nie modląc się, żyjąc w grzechu. I ja, jako twój rodzic cierpię z tego powodu. Ale jednocześnie szanuję twój wybór, tak jak Bóg szanuje nasze wybory.
Rozumiem twoją decyzję, obiecuję, że codziennie będę się za ciebie modlić i podczas każdej mszy świętej, na której ty nie będziesz, ja będę przyjmować Komunię Świętą za ciebie”. To jest sprawdzian miłości rodzicielskiej.
Jeśli dziecko poczuje, że nie zostało przez rodziców odrzucone, jeśli nadal będzie czuło się kochane, pomimo że w życiu religijnym wybrało inaczej, wówczas bardzo pogłębi się ich wzajemna relacja. Cierpliwość jest najtrudniejszą, ale i najpiękniejszą cechą miłości. Fatalnie, gdy jest na odwrót.Rozmawiałem kiedyś z młodym człowiekiem, homoseksualistą. Był w trakcie terapii. Pochodził z bardzo wierzącej i zaangażowanej religijnie rodziny. W wyniku tej terapii, zmęczony ciągłymi pytaniami rodziców o to, kiedy znajdzie sobie dziewczynę, kiedy się ożeni, zdecydował się powiedzieć im prawdę o sobie. I wtedy jego bardzo wierzący i bardzo religijny ojciec opluł go. Po prostu napluł mu w twarz! To był dla tego chłopaka moment zwrotny. Powiedział mi: „Proszę księdza, ja nie chcę mieć nic wspólnego z tym Kościołem, z tą religią”. I wcale mu się nie dziwię.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.