Trzy czwarte Polaków uważa, że Kościół daje właściwe odpowiedzi na pytania duchowe, ale niespełna jedna trzecia znajduje w nim odpowiedzi na zagadnienia społeczne. Wniosek: trzeba przedstawiać argumenty, a nie tylko wyrażać stanowisko.
Charakteryzując działalność mediów, bp Michalik, wtedy ordynariusz gorzowski, mówił w kwietniu 1992 r.: „Środki masowego przekazu (...) postawiły sobie w wielu wypadkach za cel zdeprawowanie ludzkiego myślenia (...). Promuje się grzech po to, aby w efekcie upokorzyć człowieka” („Powściągliwość i Praca” nr 2/1992). Podobnie jak wielu przedstawicieli hierarchii, uznawał za oczywiste, że państwo powinno się czuć zobowiązane chronić Kościół i jego światopogląd przed krytyką i atakami medialnymi.
Ostatecznie ustawę przyjęto w grudniu 1992 r. „Audycje powinny szanować uczucia religijne odbiorców, a zwłaszcza respektować chrześcijański system wartości” – czytamy w niej. O skuteczności tego zapisu nie ma się co rozpisywać.
Wspólnym mianownikiem powyższych problemów był fakt, że do prawodawstwa państwowego zaczęto wprowadzać terminologię związaną z etyką jednej tylko religii, która w dodatku ze względu na swoją (prawną) niejednoznaczność nie ułatwiała interpretowania i stosowania tego prawa. Budziło to zrozumiały sprzeciw niewierzących, ludzi innych wyznań, ale także katolików, zdających sobie sprawę z tego, jak powinna wyglądać szkoła tworzenia prawa państwowego.
Konstytucyjny spisek
Kolejna bitwa rozegrała się w 1997 r., kiedy Zgromadzenie Narodowe przegłosowało projekt konstytucji, a Polacy mieli potwierdzić tę decyzję w referendum. Prace nad ustawą zasadniczą trwały kilka lat, a Kościół zgłosił w kluczowych punktach postulaty. Po pierwsze, żądał jednoznacznego odwołania się w preambule do Boga jako Stwórcy i najwyższego prawodawcy. Próbujący godzić sprzeczności, opublikowany na łamach „Tygodnika Powszechnego” i ostatecznie wykorzystany przez parlament tekst Stefana Wilkanowicza, mówiący o obywatelach „zarówno wierzących w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielających tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzących z innych źródeł”, nie spodobał się wielu biskupom.
Abp Michalik twierdził w „Naszej Polsce”, że w preambule w istocie „brakuje invocatio Dei”, a rzeczone sformułowanie jest „co najwyżej jego namiastką informującą, że w Polsce są i ludzie wierzący w »jakiegoś« Boga”. Pominięcie stwierdzenia, że „Bóg jest Stwórcą, Bogiem żywym, prawodawcą, przed którym zgodnie z sumieniem należy się rozliczać, jest niebezpieczne”, bo „taka wiara, bez związku z życiem, mieści się na poziomie mitologicznym”. Spór o invocatio Dei trafnie skwitował Jarosław Gowin: „To nie krytycy preambuły, ale Tadeusz Mazowiecki wyrażał ducha Ewangelii, gdy mówił, że chrześcijańskie przekonania zabraniają mu głosować za taką wersją (...), która narzucałaby religijne wyznanie wiary niewierzącym” („Kościół w czasach wolności”). Tymczasem abp Michalik ubolewał, że „art. 8 mówi, iż Konstytucja jest najważniejszym prawem RP, podczas gdy »najważniejszym« może być tylko prawo Boże”.
Z aprobatą nie spotkało się też zdefiniowanie podmiotu Konstytucji. Preambuła w projekcie rozpoczynała się od słów: „my, obywatele polscy”. Według abp Michalika stanowiło to „mistyfikację” – bo skoro nie ma mowy o narodzie polskim, „konstytucyjnie nasz naród wydziedziczony zostaje z własnego państwa”. Ostatecznie preambułę rozpoczęto – kompromisowo – od słów: „my, Naród Polski, wszyscy obywatele Rzeczypospolitej”. Usztywniające się stanowisko hierarchii trafnie oddawał tytuł artykułu ks. Stanisława Małkowskiego w „Naszej Polsce” – „Konstytucyjny spisek przeciw życiu”.
Nie spodobało się też Kościołowi ustanowienie neutralności światopoglądowej państwa – wprawdzie nie zastosowano w treści Konstytucji tego terminu, zapisano jednak: „Władze publiczne (...) zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”.
Wszystko to sprawiło, że biskupi nie zdecydowali się na wezwanie Polaków do poparcia projektu nowej konstytucji. W efekcie wewnętrznych sporów Episkopat wydał niejasny komunikat, który próbując zachować bezstronność, w istocie wzywał do głosowania w referendum przeciw ustawie zasadniczej. Biskupi napisali, że decyzję pozostawiają osądowi wiernych, dodając jednak, że „tekst Konstytucji budzi poważne zastrzeżenia moralne”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.