Codzienność naszego katolicyzmu upływa w rytmie dziwacznego kontredansu. Trzeba tak dramatycznych sytuacji jak ta z Krakowskiego Przedmieścia, by tancerze spojrzeli sobie prosto w oczy.
Są i inne powody. Jeśli sformułować listę życzeń wobec Kościoła, okaże się, że jest na niej wiele wykluczających się żądań. Od księży żąda się jednocześnie, by brali czynny udział w życiu społecznym kraju i wyłączyli się z określonych przestrzeni. Znalezienie złotego środka wygląda na niemożliwe, każda bowiem decyzja może wywołać irytację komentatorów. Typowa mantra brzmi: „Kościół nie powinien się angażować w politykę”. Dla uczciwości powinniśmy jednak dodać, że irytację każdego z nas budzi sytuacja, gdy w różnorakich sporach Kościół nie angażuje się tak, jak byśmy sobie życzyli.
Czy poparcie polskiego Kościoła dla integracji europejskiej było gestem politycznym? Odpowiedź zdaje się oczywista. Skrajnych emocji jednak nie było, bo tu głos Papieża i większości biskupów był zgodny z aspiracjami większości społeczeństwa i opiniotwórczych mediów. Kłopoty zaczynają się tam, gdzie spór angażuje więcej stron, siły rozkładają się po równo, bądź – jak w przypadku in vitro – Kościół zdaje się iść na przekór oczekiwaniom większości społeczeństwa. Wówczas krytyka jest nieunikniona, przy czym podkreślmy raz jeszcze: wychodzi ona od ludzi postrzeganych jako obojętni wobec religii lub jej wrodzy. Wierni zazwyczaj milczą.
Od Miętnego po Wrocław
Te wydarzenia dzieli ćwierć wieku.
Na przełomie 1983 i 1984 r., w „Dzienniku Telewizyjnym” można obejrzeć kolejne reportaże z Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem pod Garwolinem. W bladym świetle przedwiośnia wiejska szkoła i zbuntowani uczniowie. Młodzież żąda zawieszenia krzyży w klasach. Władza odmawia. Uczniowie krzyże wieszają, po zajęciach personel ściąga je ze ścian i odnosi na pobliską plebanię. Rano krzyże wracają. Wybucha długotrwały strajk. Bp Jan Mazur ogłasza głodówkę. Księża dekanatu garwolińskiego grożą wezwaniem do bojkotu wyborów. Dyrekcja szkoły organizuje pogadanki o świeckim charakterze edukacji i szykanuje rodziców, zmuszając ich do podpisywania dokumentu, w którym zobowiążą się do respektowania świeckości szkoły. Dyrekcja ogłasza nowy nabór uczniów. Po latach w materiałach IPN czytamy, że władza skierowała wówczas przeciwko uczniom jednostkę ZOMO. Kilkumiesięczny spór kończy się kompromisem: krzyż może wisieć wyłącznie w bibliotece.
Wydarzenie drugie, z grudnia 2009 r.: trójka uczniów XIV LO we Wrocławiu zwraca się do dyrektora szkoły z żądaniem zdjęcia krzyży ze ściany, argumentując, że łamią one neutralność światopoglądową państwa. Dyrektor początkowo proponuje kompromis, jednak po kilku dniach zwycięża inna opcja: podczas publicznej debaty licealiści zostają wyśmiani i potraktowani jak gówniarzeria. Przez księdza.
Jak wykorzystał ten czas Kościół w Polsce? Minione 20 lat to okres budowania siły materialnej. Mamy mnóstwo proboszczów, którzy świetnie radzą sobie z prawidłami ekonomii, choć znacznie gorzej z homiletyką. Mamy lekcje religii w szkołach, które przynoszą Kościołowi zastępy papierowych katolików, powiększających jedynie statystyki. Mamy mnóstwo kapłanów, którzy okazali się zbyt słabi jak na nowe czasy i tkwią jedną nogą w stanie duchownym, a drugą w stanie świeckim. Mamy też rosnące przekonanie, że Kościół jest instytucją opresyjną i zachłanną, wreszcie – niezdolną do kompromisu.
Czy zajęty fundowaniem kolejnych świątyń, pomników i odzyskiwaniem mienia, Kościół nie zapomniał o budowaniu siły duchowej? Dlaczego abp Michalik, który we wspomnianym już wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” tak pięknie dzieli gazety na dobre i złe, nie chce rozmawiać ze swoimi przeciwnikami do tego stopnia, że przez gardło nie przechodzi mu nawet krytyczny wobec niego tytuł prasowy? Dlaczego wierni, którzy nie zgadzają się ze swoimi proboszczami, milczą? Dlaczego nadal dominuje strategia pokornego sługi (niepokornego, gdy za panem zatrzasną się drzwi)?
Kuracja krzyżem
Zdarzenia z Krakowskiego Przedmieścia pokazały, jakie są konsekwencje. Czystym i zrozumiałym głosem przemówiły w ostatnich tygodniach właściwie tylko dwie siły: niechętni wobec obecnego statusu Kościoła i ci katolicy, którzy utrzymują, jak usłyszałem na Krakowskim Przedmieściu, że „nie było żadnej mgły”. Pierwsi uznali, że najlepszą taktyką będą skecze rodem z Monty Pythona. Pałając świętym oburzeniem na tych drugich, nie zapominajmy jednak, że minione 20 lat to również okres umacniania się formacji, dla której żarliwa, pozbawiona niuansów i wątpliwości wiara jest jedyną ucieczką przed niezrozumiałym, zbyt agresywnym i niesprawiedliwym światem. Światem, który żąda, by być wiecznie młodym, świetnie wykształconym, pracować w modnym zawodzie, a Boga traktować jak niegroźną ideę. Nie było dla tych wydziedziczonych ze stabilnego życia ludzi alternatywy innej niż miejsce, gdzie religia spotyka się z resentymentem, goryczą i szaleństwem. Po 20 latach wolności są w Kościele jedyną siłą, która głośno artykułuje swoje potrzeby, nawet jeśli mają one polegać na przywiązaniu się do krzyża.
Pokorni słudzy, którzy przed ekranami telewizorów zastygają w zgorszeniu i zdumieniu, mogą tylko milczeć.
Jeśli jednak zdarzenia z Krakowskiego Przedmieścia są ceną, jaką musimy zapłacić za większą otwartość w Kościele, to załamywanie rąk nie ma sensu. Lepiej mieć nadzieję, że kuracja krzyżem okaże się uzdrawiająca, a niemi wreszcie przemówią.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.