To prawda, że sama śmierć człowieka sprawia, iż myślimy o nim lepiej, tym bardziej, że inni wokół nas mówią tak samo. I to prawda, że skoro tylko zamilkły nieżyczliwe prezydentowi media, zwykli ludzie dostrzegli w nim te cnoty, których przedtem dostrzec nie mogli.
Tak Czarnowski opisuje śmierć bohaterów greckich i świętych chrześcijańskich. Łatwo odnaleźć elementy tego opisu w żałobnej retoryce po śmierci prezydenta Kaczyńskiego. Zginął, jak mówiono, „w służbie Rzeczypospolitej”, w „walce o pamięć”, niemal na„świętej ziemi katyńskiej”, w katastrofie „jakiej świat nie widział”. Protestowano przeciw nazywaniu tej śmierci przypadkową, bezsensowną i spowodowaną przez wyjątkowy ciąg ludzkich decyzji.
Bohaterowie stanowią „odrębną kategorię zmarłych”. Pomnik nagrobny bohatera różni się „od grobów, których pełne są cmentarze, nie tylko swoim wyglądem, lecz również położeniem”. Bohaterów nie chowa się w grobowcach rodzinnych, lecz tam„gdzie normalnie nie grzebie się zmarłych, gdzie stawia się przybytki boskie”, w miejscach dla wspólnoty „świętych”. Lech Kaczyński nie został pochowany w grobie rodzinnym. Nie został też jednak pochowany w mieście Powstania Warszawskiego, które uświęcił i którego muzeum zbudował; w stolicy państwa, którego był prezydentem; w katedrze, w której spoczywają wszyscy prezydenci tak cenionej przez niego II Rzeczypospolitej. Został pochowany w dalekim od Warszawy Krakowie – tyle że obok marszałka Piłsudskiego, którego postać i idee były mu bliskie. Jego grób jest odwiedzany dziś przez wielu ludzi, przybyła do niego już nawet dwutysięczna ogólnokrajowa (trudno to nazwać inaczej) pielgrzymka „Solidarności”.
Dzięki temu wszystkiemu – powiedziałby Czarnowski –społeczeństwo „utwierdza się jako zbiorowość, a jednocześnie bohater wyobraża prawa grupy do tego, w czym upatruje ona rękojmię swej trwałości”.
Bohaterowie są potrzebni
Święto jest chwilą, w której społeczeństwo uświadamia sobie, że istnieje jako grupa, a przeżywa to tym silniej, im mniejszy jest kontakt między jego członkami w okresach oddzielających jedno święto od drugiego – pisze Durkheim. Jego obserwacja dotyczy także takiego smutnego święta, jakim jest żałoba.
Nie z siły społeczeństwa, lecz z jego słabości bierze się ogrom żalu, skala żałobnego poruszenia. Wspólnota smutku, wyobrażeń zbiorowych, uczuć kolektywnych, uruchamianych w chwilach wielkich napięć, to mimo wszystko słaba wspólnota. Wiemy, z obserwacji i z badań, jak wątłe jest w Polsce społeczeństwo obywatelskie – indywidualistyczne, ksobne, nieskore do kooperacji w sprawach codziennych. Tysiące ludzi zgromadzonych na ulicach Warszawy i Krakowa nie były jednak ani „tłumem”, ani „rojem”. Bez wątpienia były społeczeństwem, ale mniej więcej takim, jakim je widział kiedyś Stefan Nowak – „federacją” jednostek i „rodzin zjednoczonych w narodowej wspólnocie”. Ta wspólnota przeżycia – inaczej niż „Solidarność” roku 1980, która była wspólnotą działania – ani nie wymagała od ludzi, ani nie prowadziła ich do kooperacji. Zapewne więc to, co pozostawi ona po sobie, ograniczy się do sfery świadomości – do pamięci bycia razem i wspólnych wzruszeń oraz wzmożonego poczucia bycia Polakami.
Społeczeństwom potrzebni są bohaterowie. Polakom potrzebny jest ktoś, kogo mogliby uznać za wcielenie jedności narodowej. W Polsce wciąż silna jest niechęć do sporu, abominacja do konfliktu politycznego i istnieje tęsknota za przedpolityczną jednością. Stąd potępiająca nazwa „wojna na górze”, poparcie dla projektu „PO-PiS”, siła perswazyjna idei „Polski solidarnej” i brak partii politycznych, które by się otwarcie nazywały partiami. W dniach żałoby po katastrofie smoleńskiej społeczeństwo za symbol jedności narodowej uznało tragicznie zmarłego prezydenta. Zapomniało – nie chciało ani pamiętać, ani słuchać – że w pierwszej połowie swej prezydentury, gdy partia Prawo i Sprawiedliwość była u władzy, Lech Kaczyński w polityce bardziej dzielił niż łączył. Pamiętało i przyjmowało do wiadomości tylko to, że łączył Polaków w sferze symboli. „Przywrócił narodowi pamięć”, „był strażnikiem pamięci narodowej” – te wielokroć powtarzane uroczyste słowa budowały odświętne wyobrażenie, że naród polski jest jednością, że może mieć tylko jedną pamięć i że jest wspólnotą losu i pamięci.
Bohaterowie mają życie pośmiertne, ich kult ma różne koleje i różne odmiany. Może być kultem państwowym, kościelnym, społecznym, ale najtrwalszy jest taki kult, który znajdzie miejsce w wyobraźni zbiorowej, który będzie promieniował z niej na inne sfery życia społecznego i wraz z nią będzie przekazywany z pokolenia na pokolenie. W dniach żałoby i pogrzebu mogło się wydawać, że Lech Kaczyński ma w wyobraźni zbiorowej miejsce wybitne i trwałe, in saecula saeculorum. Ale były to myśli odświętne, myśli dni uroczystych. Żałoba była tak długa, a uroczystości pożegnalne tak poruszające, że społeczeństwo się „wypłakało” i poniedziałek, pierwszy dzień po pogrzebie prezydenta, wydał się dniem przejmująco zwyczajnym.
Materialnym wsparciem dla pamięci zbiorowej pozostanie sarkofag pary prezydenckiej na Wawelu. „Kraków”, „ojciec Polaków” – kto wie jednak, czy nie lepszym wsparciem byłby grób prezydenta w obecnej, a nie w byłej, w politycznej, a nie historycznej stolicy Polski? Od tego jaką, a raczej którą drogą potoczy się dalej historia polityczna Polski, zależy, czy sarkofag ten stanie się celem oficjalnych wizyt i patriotycznych pielgrzymek czy tylko odwiedzanym z ciekawości grobem prezydenta, „tego, który zginął w samolocie”.
Historii nie można jednak przewidzieć, podobnie jak nie można było przewidzieć ani wielkiej katastrofy, która przemieniła prezydenta w bohatera, ani wielkiej powodzi, która prawie że wypłukała myśli o nim ze społecznej wyobraźni.
Tekst wystąpienia w debacie „Polska po 10 kwietnia 2010”, która odbyła się w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w dniu 26 maja 2010 roku.
Antoni Sułek – ur. 1945. Profesor w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor m.in. książek Sondaż polski (2001) i Obrazy z życia socjologii w Polsce (w druku). W WIĘZI opublikował m.in. Historię bandyctwa we wsi Borsuki od czasów najdawniejszych (1999 nr 11) i artykuł„Sąsiedzi” – zwykła recenzja (2001 nr 12).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.